[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przeciech i my Nastusi we świat gołkiem nie dajemy.Tysiąc złotych dostanie gotowymi pieniędzmi -wyrzekł Mateusz.Kowal odciągnął go na bok, cosik mu szepnął i poleciał.Pogadywali jeszcze co niebądz, szczególniej Szymek roił se, jak to gospodarzem ostanie, jak se togrontu przykupi, jak się to chyci ziemi, że pokrótce obaczą, kto on taki, jaże Nastusia patrzała w niegoz podziwem.Jędrzych przytwierdzał, jeno Jagusia chodziła oczami po świecie, słysząc piąte przezdziesiąte.Zarówno jej tam było jedno.- Jaguś, przyjdz do karczmy, będzie dzisiaj muzyka - prosił Mateusz.- I karczma la mnie już nie zabawa - odparła smutnie.Zajrzał w jej oczy przemglone, zacisnął kaszkiet i poleciał roztrącając ludzi.Przed plebanią natknął sięna Tereskę.- Kaj cię to niesie? - zagadnęła lękliwie.- Do karczmy! kowal zwołuje na narady.- Poszłabym z tobą.- Nie odganiam cię, miejsca nie zbraknie, zważ jeno, by cię nie wzieni na ozory, że tak cięgiem za mnąuważasz.- I tak me już noszą kiej psy tę zdechłą owcę.- To czemu się im dajesz! - zły już był i zniecierpliwiony.- Czemu? nie wiesz to bez co? - zaskarżyła się cichuśko.Szarpnął się i poszedł przodem, że ledwie za nim zdążyła.- Już buczysz kiej to cielę! - rzucił odwracając się nagle.- Nie, nie.jeno mi proch wleciał do oka.- Jak widzę płakanie, to jakby me kto nożem żgnął!Zrównał się z nią i rzekł dziwnie serdecznie:- Naści parę groszy, kup se co na odpuście, a potem przyjdz do karczmy, to potańcujemy.Spojrzała oczami, co to jakby mu do nóg leciały z podzięką.- Co mi ta pieniądze, takiś dobry.takiś.- szeptała rozpłomieniona.- A z wieczora przychodz, przódzi czasu miał nie będę.Obejrzał się na nią jeszcze z proga, uśmiechnął i wszedł do sieni.W karczmie już była ciasnota i gorąc nie do wytrzymania.W głównej izbie tłoczyło się wiela różnegonarodu, przepijając a gwarząc, zaś w alkierzu zebrali się co młodsi z lipeckich, z kowalem i Grzelą,wójtowym bratem, na czele.Przyszli też i poniektórzy gospodarze, jak Płoszka, sołtys, Kłąb i Adam,stryjeczny Borynów, a nawet się wcisnął Kobus, choć go nikto nie zapraszał.Kiedy Mateusz wszedł, właśnie był Grzela prawił gorąco i kredą cosik pisał po stole.Szło o zgodę z dziedzicem, któren obiecywał za morgę lasu dać chłopom po cztery na podleskichpolach, a drugie tyle ziemi puścić na spłaty; chciał nawet borgować drzewo na chałupy.Grzela wykładał wszystko podobnie i kredą znaczył, jak by się to podzielili ziemią i co by wypadło nakażdego.- Dobrze rozważcie, co mówię! - wołał - sprawa czysta jak złoto.- Obiecanka cacanka, a głupiemu radość! - mruknął Płoszka.- Szczera prawda, nie obiecanki.U rejenta wszyćko nam odpisze.Wezta ino sobie dobrze do głowy!Tylachna ziemi la narodu.A toć każdemu w Lipcach wykroi się nowa gospodarka.Miarkujta ino sobie.Kowal raz jeszcze powtórzył, co mu był kazał dziedzic powiedzieć.Wysłuchali uważnie, ale nikto się nie ozwał, patrzeli jeno w te białe krychy na stole i głębokodeliberowali.- Prawda, sprawa kiej złoto, ale czy na to komisarz pozwoli? - ozwał się pierwszy sołtys orzącfrasobliwie pazurami po kudłach.- Musi! Jak gromada uchwali, to się urzędów o przyzwoleństwo pytała nie będzie! Zechcemy, to i onmusi! - zagrzmiał Grzela.- Musi, nie musi, a ty się nie wydzieraj.Obacz no który, czy aby starszy nie wącha kaj pod ścianą?- Dopierom go widział przed szynkwasem! - objaśniał Mateusz.- A kiedy to dziedzic obiecuje nam odpisać? - zagadnął któryś.- Mówił, co gotów choćby jutro.Zgodzimy się na jedno, to zaraz odpisze, zaś potem omentrarozmierzy, co komu.- To już po żniwach można by chycić się tej ziemi:- A na jesieni obrobić, jak się patrzy.- Mój Jezus, dopiero to pójdzie robota, no!Pogadywali gwarnie, wesoło, jeden przez drugiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]