[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sean!Zostaw go.Zostaw go.Jednak w czerwonej od krwi twarzy rannego widać było nadzieję, a jego palce drapały ziemię, ciągnąc ciało do przodu.To było szaleństwo, ale Sean wrócił po niego.Dźgany strasznym lękiem znalazł siłę, żeby dźwignąć rannego i biec z nim do rowu.Nienawidząc go, jak jeszcze nikogo w życiu, Sean zbliżał się szybko do schronienia.Wartki potok myśli sprawił, że czas wydawał się stać w miejscu i Sean przestał wierzyć, iż kiedykolwiek dotrze do kryjówki.- Niech cię diabli! - wystękał z nienawiścią.- Niech cię wszyscy diabli! - Podszyte strachem niewyraźne słowa wyrywały mu się z ust.W pewnej chwili ziemia rozstąpiła mu się pod nogami i Sean przekoziołkował.Wpadli do rowu.Sean przetoczył się na bok, jak najdalej od Saula.Leżał na brzuchu, wciskając twarz w ziemię i trząsł się, jakby miał febrę.Z wolna strach zelżał i wtedy dopiero podniósł głowę.Saul siedział oparty o ścianę rowu.Jego twarz była wymazana mieszaniną krwi i brudu.- Jak się czujesz? - Sean stęknął ochrypłym głosem.Saul spojrzał na niego nieprzytomnie.Słońce stało pionowo nad ich głowami, zrobiło się bardzo gorąco.Sean odkręcił zakrętkę manierki, przysuwając ją do ust Saula.Ranny wypił z trudem kilka łyków.Woda polała mu się z kącików ust na brodę i mundur.Sean także się napił, dysząc ciężko z ulgi.- Zobaczmy, co z twoją głową.Zdjął mu kapelusz z głowy i krew, która nagromadziła się wokół opaski, spłynęła gęstą strugą na czoło i szyję.Rozsuwając brudne włosy, Sean znalazł ranę w czaszce.- Tylko draśnięcie - mruknął i obmacał kieszenie Saula w po­szukiwaniu bandaża.Zawiązując biały turban na głowie rannego uświadomił sobie, że nad polem bitwy zapadła dziwna cisza, którą podkreślały szepty wokół niego i przypadkowy odgłos strzału ze wzgórza.Bitwa była skończona.Przynajmniej udało nam się przejść na drugą stronę rzeki, pomyślał z goryczą.Zostawał jednak otwarty problem powrotu.- Boli cię jeszcze? - Namoczył chusteczkę i otarł krew i brud z twarzy Saula.- Dziękuję, Sean.- Sean zobaczył, że oczy Saula są pełne łez Poczuł wstyd.Odwrócił od niego spojrzenie.- Dziękuję, że.że wróciłeś po mnie.- Zapomnij o tym.- Nigdy.Nie zapomnę tak długo, jak żyję.- Sam byś postąpił tak samo.- Nie, chyba nie.Nie byłbym zdolny do tego.Sean, tak się bałem.Nie masz nawet pojęcia, jak byłem przerażony.Ty nie wiesz, co to znaczy strach.- Zapomnij o tym.Daj już spokój.- Muszę ci powiedzieć.Jestem ci to winny - od tej pory jestem twoim dłużnikiem.Gdybyś po mnie nie wrócił.nadal bym tam leżał.Będę do końca życia twoim dłużnikiem.- Zamknij się, do cholery! - Widział, że oczy Saula są jakieś inne, zwężone źrenice przypominały czarne punkty.Saul potrząsał idiotycznie głową.Kula oszołomiła go.Sean nie mógł jednak powstrzymać gniewu.- Zamknij się - warknął jeszcze raz.- Myślisz, że ja nie wiem co to strach? Byłem tak przerażony, że nienawidziłem cię.Słyszysz? Nienawidziłem cię!Nagle jego głos zmiękł.Musiał wytłumaczyć wszystko Saulowi i sobie samemu.Musiał powiedzieć mu o tym, usprawiedliwić się i jednocześnie wszystko uporządkować.Raptem poczuł się bardzo stary i mądry, jakby dostał do rąk klucz do tajemnicy życia.Wydało mu się, że wszystko rozumie i potrafi wyjaśnić.Siedzieli obok siebie w słońcu, oddzieleni od innych ludzi i głos Seana przeszedł w niecierpliwy szept, którym starał się przekazać Saulowi całą poznaną prawdę.Nie opodal nich leżał kapral fizylierów.Spoczywał martwy na plecach, a muchy kłębiły się nad jego oczyma i składały w nich jajeczka, wyglądem przypominające drobne ziarenka ryżu; zebrane w powiekach, odsłaniały otwarte oczy.Saul oparł się ciężko o ramię Seana i od czasu do czasu nerwowo potrząsał głową, próbując się skoncentrować na jego słowach.Słuchał głosu, który najpierw się potykał i zatrzymywał, a potem zaczął płynąć coraz szybciej popędzany nowymi myślami.Wyczuwał desperacje Seana, gdy ten starał się uchwycić i przekazać choć kilka okruchów wiedzy, którą jeszcze przed chwilą posiadał.Wreszcie zapadła cisza, jakby wszystko to, co było do powiedzenia, nagle gdzieś przepadło.- Nie wiem - stwierdził w końcu Sean.- Ruth.- Głos Saula brzmiał martwo, a jego oczy nie mogły kupić się na twarzy Seana, gdy patrzył na niego spod zaczerwienionego turbanu.- Mówisz jak Ruth.Czasami w nocy, kiedy nie może spać, próbuje mi coś powiedzieć.Już prawie ją rozumiem, niemal udaje jej się jasno wyrazić myśl i nagle się zatrzymuje.“Nie wiem”, mówi w końcu.“Po prostu nie wiem.”Sean odsunął się gwałtownie od niego i wlepił wzrok w jego twarz.- Ruth?- Ruth - moja żona.Polubiłbyś ją, Sean - a ona ciebie.Jest taka dzielna.przedarła się do mnie przez linie Burów.Całą drogę z Pretorii przejechała sama.Dotarła do mnie.Nie mogłem w to uwierzyć.Całą drogę.Zwyczajnie jednego dnia weszła do obozu i powiedziała: “Cześć, Saul.Jestem!” Tak po prostu.Polubisz ją, jak ją poznasz.Jest taka piękna.W październiku, kiedy nadchodzą potężne wiatry, zawsze zaczynają wiać jakiegoś cichego dnia.Wcześniej przez miesiąc jest sucho i ciepło i nagle słyszy się, jak nadciągają z daleka, miękko wyjąc.Huk natęża się szybko, w powietrzu wiruje brązowy kurz, a drzewa pochylają się nisko, łomocząc gałęziami.Widać nadciągającą wichurę, ale żadne przygoto­wania nie zdają się na nic, kiedy uderzy.Człowieka otacza potężny ryk i kurz, który oszałamia i oślepia swoją gwałtownością.W ten sam sposób Sean zobaczył narastającą w nim burzę, rozpoznał morderczą wściekłość, przez którą nieomal zabił człowieka, ale nie potrafił się przygotować na jej przyjście.W pewnej chwili zalała go fala gniewu, zaślepiając i ograniczając pole widzenia do twarzy Saula Friedmana.Widział ją z profilu, gdyż Saul patrzył przez równinę Colenso na linie Anglików.Sean podniósł karabin martwego kaprala i położył go sobie na kolanach.Odsunął kciukiem bezpiecznik.Saul nic nie zauważył.- Jest teraz w Pietermaritzburgu.Dostałem od niej list w zeszłym tygodniu - wymamrotał i Sean przesunął karabin tak, że lufa celowała w bok Saula poniżej pachy.- Sam ją wysłałem do Pietermaritzburga.Mieszka tam teraz ze swoim wujem.- Saul podniósł rękę i dotknął głowy.Sean zacisnął palec na spuście.- Tak bym chciał, żebyś ją poznał.Polubiłaby cię.- Spojrzał na Seana, a w jego oczach malowało się bezgraniczne zaufanie.- Napiszę jej w liście o dzisiejszym dniu.o tym, co zrobiłeś.Sean ściągnął spust i poczuł ostateczny opór.- Oboje jesteśmy twoimi dłużnikami.- Saul zamilkł i uśmiech­nął się wstydliwie.- Chcę, żebyś tylko wiedział, że nigdy o tym nie zapomnę.Zabij go - zawył głos w głowie Seana.Zabij go teraz - zrób to szybko.Nie pozwól mu mówić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl