[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdy krok wstrząsał powierzchnią równiny.Czułam, jak zie­mia drży.To było równie realne jak prawdziwe trzęsienie ziemi.Nie miała nic na sobie.Jej postać nie była do końca ludzka.Cztery ręce i osiem piersi.W każdej dłoni ściskała po jednym przedmiocie, symbolicznie związanym z wojną lub śmiercią.Szyję zdobił naszyjnik z dziecięcych czaszek.U talii, niczym wiązki wyschłych bananów, zwisały jakieś grube włókna, które początkowo wzięłam za odcięte kciuki, potem jednak, gdy pode­szła bliżej, okazało się, że są to osobliwe i potężne męskie przyrodzenia.Jej bezwłosa głowa kształtem bardziej przypominała jajko niż ludzką czaszkę.Za pierwszymi razem skojarzyła mi się z insek­tem, ale usta zdecydowanie należały do mięsożercy.Krew kro­plami spływała po jej policzku.Oczy były ogromne, płonął w nich ogień.Poprzedzał ją odór zastarzałej śmierci.To niespodziewane widziadło wstrząsnęło mną do głębi.Ale z jakiegoś zakurzonego kąta mej pamięci wyszedł Konował i zaprezentował swój sarkastyczny, bezbożny światopogląd.“Stare kurwiszcze śmierdzi tak, że chyba dojrzała już do przypadającej raz na wiek kąpieli.Być może nawet starczy czasu, żeby umyć jej zęby”.Ta myśl była tak zaskakująco wyraźna, że aż rozejrzałam się dookoła.Czy ktoś coś mówił?Byłam sama.To była po prostu uwaga w jego stylu, zrodzona przez napięcie, w którym żyłam.Kiedy ponownie spojrzałam przed siebie, widmo zniknęło.Wzruszyłam ramionami.Odór pozostał.Nie był dziełem wyobraźni.Przechodzący obok człowiek zatrzymał się, zaskoczony.Pomuchał, zdziwił się, uciekł.Ponownie wzruszyłam ramionami.Czy tak właśnie ma to wyglądać? Sny, zarówno na jawie jak i po nocy?Trzeci raz wzruszyłam ramionami, tym razem już trochę prze­straszona.Moja wola me była na tyle silna, by odeprzeć To.Smród powracał kilkanaście razy w ciągu dnia.Na szczęście, nie towarzyszyło mu widziadło.Nie próbowałam zwiększać włas­nej podatności, ponownie otwierając kanały mocy.Narayan przyszedł, kiedy nastał czas.Nie widziałam go od rana.On nie widział mnie.Spojrzał dziwnie w moją stronę.Zapytałam:- O co chodzi?- Jest coś.Aura? Tak.Promieniujesz taką atmosferą jak przystoi to właśnie Córce Nocy.- Zmieszał się - Inicjacja za­czyna się za godzinę.Rozmawiałem z kapłanami.Dotąd nigdy nie przyłączyła się do nas żadna kobieta.Nie ma precedensów.Postanowili, że przejdziesz przez wszystko w taki sam sposób jak pozostali.- Rozumiem, że to nie jest.- Kandydaci stoją nago przed Kina podczas gdy ona osądza ich zasługi.- Rozumiem - Powiedzieć, że w ogolę się nie przejęłam, oznaczałoby przesadę, niemniej, pierwotnie, moje obiekcje brały się z próżności Wyglądałam jak nieboskie stworzenie.Niczym ofiara głodu, z wychudzonymi członkami i wydętym brzuchem.Od kiedy opuściliśmy Dejagore, rzadko przyzwoicie jedliśmy.Zaczęłam się zastanawiać/ Tak naprawdę nie miałam wielkie­go wyboru/ Podejrzewałam, że jeżeli odmówię rozebrania się, nie opuszczę tego gaju żywa.A musiałam zostać Dusicielem.Związałam z nimi pewne plany.- Zrobię to, co będzie konieczne.Narayan wyraźnie się uspokoił.- Nie musisz pokazywać się wszystkim.- Nie? Tylko obnażyć przed kapłanami, jamadarami innymi kandydatami i kim tam jeszcze z tych, którzy uczestniczą w przy­gotowaniu przedstawienia?- Wszystko jest przygotowane.Będzie sześciu kandydatów, minimalna dozwolona liczba.Jeden wysoki kapłan, jego asystent i jeden jamadar jako główny Dusiciel.Ma on przykazane przy­wołać do porządku każdego ze śpiewających, który podniesie swe oczy znad podłogi.Jeżeli chcesz, sama możesz wybrać sobie tych trzech ludzi.Dziwne.- Skąd ta łaska? Narayan wyszeptał:- Nie powinienem ci mowić.Opinie są podzielone w kwestii tego, czy jesteś prawdziwą Córką Nocy, czy nie.Ci, którzy wie­rzą, spodziewają się, że po tym, jak Kina okaże ci swoją łaskę, natychmiast skażesz na śmierć kapłana, jego asystenta oraz głów­nego Dusiciela.Chcą ryzykować najmniejszą liczbę ludzi.- A co z innymi kandydatami?- Nie będą pamiętać.- Rozumiem.- Będę między śpiewającymi jako twój chrzestny.- Rozumiem - Zastanawiałam się, co się z nim stanie, jeżeli zawiodę.- Nie dbam o to, kim będą kapłani i Dusiciel.Wyszczerzył zęby.- Wspaniale, Pani.Musisz się przygotować.- Ram, pomóż mi na powrót zawiesić parawan.- Pani, oto szata, którą będziesz miała na sobie, zanim staniesz przed boginią.Podał mi białe zawiniątko.Szata wyglądała tak, jakby używa­no jej od pokoleń, bez cerowania i czyszczenia.Przygotowałam się.LXVWygląd wnętrza świątyni zmienił się.Pod jej ścianami płonę­ły ognie, ciemne i czerwone.Ich światło rzucało cienie na wstręt­ne płaskorzeźby.Pojawił się wielki posąg.Był udatnym odwzo­rowaniem istoty z mojej wizji, chociaż wyposażono go tutaj w zdobne nakrycie głowy, kapiące aż od złota, srebra i klejno­tów.Oczy posągu stanowiły kaboszonowe rubiny, każdy z nich wartości niewielkiego państwa.Kły były z kryształu.Pod uniesioną lewą nogą posągu leżały trzy głowy.Kiedy moja grupa kandydatów weszła do środka, kapłani odciągali właśnie na bok ciało.Człowiek był torturowany, nim ścięto mu głowę.Dziesięciu ludzi leżało twarzami do ziemi po prawej stronie, kolejnych dziesięciu po lewej.Między obiema grupami pozosta­ło przejście szerokości czterech stóp.Rozpoznałam plecy Narayana.Ta dwudziestka śpiewała nieprzerwanie, w takim tempie, że słowa zlewały się ze sobą.- Zstąp, Kino, na ten świat i uzdrów Swe dzieci, błagamy Cię, Wielka Matko.Główny Dusiciel, z czarnym rumel w dłoni, wszedł za mną w przejście między leżącymi.Podejrzewałam, że jego podstawo­wym zadaniem jest zatrzymanie kandydata, któremu w ostatniej chwili zabraknie odwagi, nie zaś karcenie podglądających śpie­waków.Dwadzieścia stóp pustej przestrzeni dzieliło śpiewaków od postumentu, na którym stał posąg bogini.Trzy głowy leżały na poziomie oczu.Dwie zdawały się obserwować nasze zbliżanie.Trzecia patrzyła na podbicie stopy Kiny, palce posągu zaginały się tuż przy jej nosie.Po mojej prawej stronie, za ołtarzem, na którym umieszczono kilka złotych naczyń, stali dwaj kapłani.Cała ceremonia rozpoczęła się zgodnie z rytuałem.Każdy z kandydatów doszedł do wyznaczonego miejsca i na dany znak zrzucił szatę, potem przeszedł dalej, ukląkł i wymamrotał rytual­ną modlitwę.Była to prośba do Kiny o przyjęcie jej błagalnika; w ostatnim wersie dotyczyła łaski dla mnie, to znaczy dla jej córki.Kiedy jednak ja wymówiłam te słowa, powiał nagły wiatr.Miejsce wypełniło się dojmującym wrażeniem czyjejś obecno­ści.Istota była zimna, głodna i roztaczała wokół siebie zapach padliny.Asystent kapłana aż podskoczył.To nie należało do porządku ceremonii.Cała nasza grupa kandydatów powstała, potem uklękliśmy, opierając dłonie na udach.Główny kapłan zabełkotał coś rozwle­kle w języku, który nie był ani tagliańskim, ani gwarą Kłamców.Przedstawił nas posągowi w taki sposób, jakby sądził, że jest to Kina we własnej osobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl