[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem, zgięty wpół, skoczył naprzód.Szybko, cicho przebiegł aż na krawędz pagórka.Wypatrzył lukę między strażami i jak upiór pomknął w ciemność, zboczem w dół, apotem na zachód, ku rzece wypływającej z lasu.Od tej strony droga zdawała się wolna,ledwie jedno ognisko błyszczało wśród nocy.Po kilkunastu krokach zatrzymał się, rozejrzał, posłuchał.Nic nie wypatrzył aninie usłyszał.Pochylony skradał się dalej.Z uchem przy ziemi, znowu nasłuchiwałchwilę.Wreszcie podniósł się i zaryzykował szyki skok naprzód.Ale w tym samymmomencie tuż przed nim zamajaczyła sylwetka jezdzca.Koń chrapnął i stanął dęba,człowiek krzyknął.Grisznak przypadł do ziemi, rozpłaszczył się na niej, nakrywając hobbitówwłasnym ciałem; potem wyciągnął szablę.Niewątpliwie był zdecydowany raczej zabićswoich jeńców niż dopuścić, by uciekli albo zostali odbici.Szabla brzęknęła z cicha imignął w niej odblask ogniska, palącego się opodal.nagle z ciemności świsnęła strzała;może łucznik dobrze wycelował, a może los kierował strzałą, dość że przeszyła praweramię orka.Wrzasnął i wypuścił z ręki szablę.W mroku zadudniły kopyta końskie,Grisznak poderwał się z ziemi i rzucił do ucieczki, lecz niemal w tym samymokamgnieniu padł stratowany i przygwożdżony włócznią.Okropny, rozedrgany jęk dobyłsię z jego gardła, po czym ork znieruchomiał i umilkł.Pippin i Merry leżeli plackiem w trawie tak, jak ich Grisznak zostawił.Drugijezdziec nadjechał pędem na pomoc towarzyszowi.Konie widać miały wzrok niezwyklebystry, a może innym zmysłem wyczuwały hobbitów, bo przeskoczyły lekko nad nimi.Jezdzcy wszakże nie dostrzegli drobnych postaci otulonych w płaszcze elfów, tak w owejchwili rozbitych, tak przerażonych, że nie śmiały drgnąć z miejsca.W końcu jednak Merry poruszył się i szepnął cichutko:- Jak dotąd bardzo pięknie, ale co robić, żeby z kolei nas nie nadziali na sztych?Odpowiedz zjawiła się jak na zawołanie.Przedśmiertny wrzask Grisznaka zaalarmowałbandę.Z krzyków i zgiełku, jaki powstał na wzgórzu, hobbici zorientowali się, żeorkowie spostrzegli ich zniknięcie.Ugluk zapewne strącał znowu łby z karków swoichpodkomendnych.Nagle od strony lasu i gór, spoza kręgu ognisk oblegającychobozowisko, na krzyk bandy odpowiedziały głosy orków.A więc Mauhur przybywałUglukowi z odsieczą i nacierał na Rohirrimów! Rozległ się tętent kopyt.Jezdzcyzaciskali pierścień wzgórza tuż u jego stóp; nieustraszenie narażali się na strzały z obozu,lecz nie zamierzali dopuścić, by ktokolwiek wymknął się z pułapki.Inny oddziałtymczasem ruszył odeprzeć nowych napastników.Nagle Pippin i Merry zrozumieli, żechoć nie drgnęli z miejsca, znalezli się poza kręgiem oblężenia; nic nie zagradzało imdrogi do ucieczki.- Teraz - rzekł Merry - moglibyśmy umknąć, gdybyśmy mieli nogi i ręce wolne.Niestety,nie mogę więzów ani rozsupłać, ani przegryzć.- Niepotrzebnie byś się trudził - odparł Pippin.- Chciałem właśnie powiedzieć, że oddawna mam ręce wolne.Te sznury zostawiłem tylko dla niepoznaki.Najpierw jednakwarto by przekąsić trochę lembasa.Zsunął z napięstków więzy i wyciągnął z kieszeni paczuszkę.Suchary były pokruszone,lecz dobrze zachowane w opakowaniu z liści.Zjedli po dwa lembasy z trzech, którekażdy miał z zapasie.Smak ich przypomniał hobbitom piękne twarze, śmiechy, posilnejadło, którym cieszyli się tak niedawno, za szczęśliwych dni w Lorien.Przez chwilęsiedząc w ciemnościach gryzli suchary w rozmarzeniu, nie zwracając uwagi na krzyki izgiełk pobliskiej bitwy.Pippin pierwszy ocknął się i wrócił do rzeczywistości.- Trzeba stąd wiać - rzekł.- Ale czekaj jeszcze chwileczkę!Szabla Grisznaka leżała tuż, była jednak za ciężka i nieporęczna dla hobbita, więc Pippinpodczołgał się naprzód, odszukał trupa goblina, wyciągnął z pochwy jego długi, ostrynóż.Za pomocą tego narzędzia szybko uwolnił siebie i przyjaciela z pęt.- Teraz w drogę - powiedział.- Może za chwilę, gdy się w nas krew nieco rozgrzeje, nogizechcą nas dzwigać i pomaszerujemy.Na razie, żeby nie tracić czasu, spróbujemy sięczołgać.Ruszyli więc w ten sposób.Grunt był miękki, ustępliwy, co ułatwiało zadanie, leczposuwali się niezmiernie wolno.Okrążyli z daleka ognisko rohańskiej straży i pełzlimozolnie krok za krokiem, póki nie dotarli na skraj nadrzecznej skarpy.Woda pluskała wnieprzeniknionych ciemnościach między wysokimi brzegami.Stąd hobbici obejrzeli sięza siebie.Gwar ucichł w oddali.Najwidoczniej oddział Mauhura wycięto w pień lubprzepłoszono.Rohirrimowie wrócili na stanowiska i w złowrogiej ciszy otaczali obózorków na wzgórzu.Wkrótce zapewne sprawa rozstrzygnie się ostatecznie.Noc miała sięjuż bowiem ku końcowi.Na wschodzie bezchmurne niebo zaczynało blednąć.- Musimy się skryć - powiedział Pippin - żeby nas nie wypatrzyli.Niewiele nam pomoże,jeżeli ci dzielni wojacy po naszej śmierci odkryją, że nie jesteśmy orkami! - Wstał, tupnąłparę razy.- Powrozy pokaleczyły mi skórę, ostre były jak druty; ale czuje już ciepło wnogach.Zdołam chyba pokuśtykać.A jak ty się czujesz, Merry?Merry wstał.- Tak, ja też chyba zdołam pokuśtykać.Te lembasy rzeczywiście pokrzepiająnadzwyczajnie.I dają jakąś zdrowszą siłę niż rozgrzewający trunek orków.Ciekawe, zczego oni go przyrządzają.Lepiej może nic o tym nie wiedzieć.Napijmy się wody, żebyspłukać tamto wspomnienie.- Nie tutaj - odparł Pippin.- Tu brzeg jest za wysoki.W drogę!Powędrowali z wolna, ramię przy ramieniu, wzdłuż rzeki.Za nimi niebo na wschodzie zkażdą chwilą bardziej się rozjaśniało.Idąc wymieniali wspomnienia i, zwyczajemhobbitów, mówili żartobliwie o wszystkim, co przeżyli w niewoli u orków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]