[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odłożył mi kiedyś pudełko.Wbudowałem w nie moje pierwsze radio kryształkowe.W 1936 roku przejechał autem starszego człowieka.Wypadek był śmiertelny.Chociaż wujek nie zawinił, nigdy potem nie usiadł za kierownicą.I w ogóle rzadko wsiada do auta; twierdzi, że nigdzie mu się nie śpieszy.Ma czas.Wujek George zawsze był dla mnie miły.Nigdy się nie wyśmiewał.Reszcie rodziny pozwalał wodzić się za nos, bo wierzył we wszystko, co powiedziano.Należy do ludzi, których można posłać po garść niebieskich migdałów.Jest pierwszorzędnym słuchaczem, a z jego strony konwersacja ogranicza się do kiwania głową lub pochrząkiwania na znak zgody z rozmówcą (mimo przymkniętych oczu i odrzuconej w tył, lekko przekręconej głowy).Zawsze miałem wrażenie, że wujek George nie jest zbyt bystry, ale jego dobroć nagradzała to z nawiązką.Szkoda, że wujek George i ciotka Ethel nie mogą mieć więcej dzieci.W powieści, którą właśnie skończyłem, wujek George jest wujkiem Marvinem, a ciotka Ethel ciotka Edith.Możecie się więc przekonać, że zmieniłem wiele ocen odnoszących się do wujka, a pochodzących z 1965 roku.Mieszkałem z nimi i już wiem, co znaczą prawdziwe oddanie i miłość.Wujek George uważa ciotkę Ethel za najwspanialszą istotę na świecie.Stara się dać jej wszystko, czego ciotka chce, i bardzo zabiega, żeby była szczęśliwa.Czego więcej może żądać kobieta od mężczyzny? Jestem za wielkim egocentrykiem, żeby kiedykolwiek wspiąć się na te wyżyny, z których wywodzi się oddanie wujka George'a i to, że potrafi on docenić dosłownie każdego.Mam skłonność do przeceniania u ludzi inteligencji i szybkości.Tak mierząc, wujek George jest fujarą.Lecz kiedy mierzyć miarą odpowiedzialności, zrozumienia i troski, jest znakomitością.Według mojej definicji, nieodzowne w miłości są szacunek, podziw i namiętność.Jestem pewien, że to wszystko znajdziecie w uczuciu, którym wujek George darzy ciotkę Ethel.15Wujek WillW tej książce, poświęconej moim wujom i stryjom, często wspominam o zdarzeniach sprzed pół wieku przed moim narodzeniem, a nawet wcześniejszych.Nie uczestniczyłem w nich; nie są częścią mojego doświadczenia.Ta książka przypomina po trosze maszynę czasu, która wymknęła się jego biegowi; maszynę czasu, która zbzikowała.W trzydzieści lat po spisaniu podstawowej historii otworzyłem skrypt, by wdać się w dyskusję z ówczesnymi ocenami i odczuciami.Owo „teraz” dopisuję po siedemdziesiątce.Widocznie naprawdę mnie urzekła myśl o dialogu z samym sobą sprzed lat.Czasem zgadzam się z dawniejszymi ocenami wpływu stryjów i wujów.Czasem trzydziestoletni dystans prowadzi do rozdźwięków między mną dzisiejszym a ówczesnym.Pierwotnie przesłanie tej książki brzmiało: w opałach wzywamy wujka, bo w obliczu porażki wzywamy ludzi, którzy powinni wciąż nas kochać, nawet jeśli powinie nam się noga.Jednak podczas czytania coś pojąłem.Już wówczas mogłem liczyć na pomoc, zainteresowanie czy wyrozumiałość zaledwie garstki wujów lub stryjów.A z tym niemiłym przekonaniem wiąże się pewnie fakt, że dzisiaj żaden z moich rodzonych wujów i stryjów już nie żyje (z zaledwie jednym wyjątkiem).Już nie ma sensu wołać wujka.Nikt nie usłyszy.Książka zaczęła się więc układać inaczej.Raczej chodzi w niej o wniknięcie w siebie; o próbę wypatrzenia u wujków i stryjków tego, co od nich zapożyczyłem.Nie takie to łatwe odnaleźć czynniki, które kształtują człowieka; nawet jeśli chodzi tylko o pewnego konkretnego człowieka.Lecz moje osobiste dywagacje to tylko skromna część książki.Po uważnym jej przeczytaniu na nowo zdałem sobie sprawę, że można by ją osnuć również wokół zawołania „ciociu!”.Kobiety odegrały szczególną rolę w życiu wujów i stryjów, zatem i w moim; w gruncie rzeczy stwarzały wujów i stryjów, więc brały udział w tworzeniu mego „ja” (lepiej nie wnikajmy, co kryje się pod tym słowem).Bardzo niechętnie przyznaję, że zaskoczyło mnie to spostrzeżenie.Jakoś nie pomyślałem wcześniej o tej oczywistości.Im bliżej zżywałem się z książką, tym wyraźniej czułem, że coś mi umyka.I zaniepokoiłem się.Dlatego postanowiłem jeszcze napisać o ostatnim z wujków.Któż to taki? Wuj Will.To gorsza sprawa.Z wielu powodów trudniej pisać autobiografię niż biografię.Wprawdzie łatwiej o kontakt z bohaterem, ale bohater za często chce kontaktować się z autorem i nadużywa osobistej znajomości.Wiem, że w tym, co piszę, przeważają elementy autobiograficzne.W końcu czytuję własne książki.Trzymam się drogi, którą kiedyś wskazywała nauczycielka z czwartej klasy, pewna zakonnica; powiedziała wyraźnie, że powinniśmy pisać o tym, o czym coś wiemy, czego sami posmakowaliśmy.A zatem odpada - jeżeli o mnie chodzi - większość obiegowej literatury: powieści szpiegowskie, historie kowbojskie, romantyczne bajdy miłosne, horrory, większość traktatów politycznych i nadzwyczajne rewidowanie historii.Ponieważ staram się pisać o sprawach bardzo osobistych, uważam tę wskazówkę za kluczową.Podobnie jak rady mego jedynego uniwersyteckiego nauczyciela angielszczyzny, doktora Worthama z UCLA.Nalegał, by pisać prosto, używać przede wszystkim słów krótkich, mocnych, rdzennie anglosaskich, unikać nadmiaru przymiotników, rozwlekłości i opierać się pokusie porównań.Był szekspirologiem, zmuszonym przez akademicką strukturę do zajęć ze studentami pierwszego roku.Doktor Wortham stanowczo ostrzegał przed słownymi wilczymi dolami, które czyhają na nieświadomych pisarzy, stęsknionych za „literackością” wypowiedzi.Inna niezapomniana rada doktora Worthama: nie mącić czytelnikowi w głowie; upewnić się, czy wszelkie stosunki i odniesienia są jasne, żeby nie było wątpliwości, kto mówi do kogo i z jaką spotyka się reakcją.Uważam, że to bezcenne wskazówki.Sprawdzałem.Zachowując je w pamięci, spróbuję teraz spisać coś z zapowiadanej autobiografii.Ja jako wujek.Do czego doszedłem, rozgryzając ten temat?Wiem, jak wyrażają się o moim pisaniu krytycy, że przyziemne i staroświeckie, a dialogi brzmią nieprawdziwie, obciążone stylistyką naszych czasów.Ktoś się użalał na brak rzucanych luzem przyimków, imiesłowów, różnych „powiedzmy sobie”, „prawdę mówiąc”, co uprawdopodobnią dialog
[ Pobierz całość w formacie PDF ]