[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Młody kzahhn zwał się Hrr-Brahl Yprt.To on miał poprowadzić krucjatę.To jego prabykun, wielki kzahhn Hrr-Tryhk Hrast zginął z rąk owych dalekich Synów.Pod wodzą Hrr-Brahla Yprta wyruszą legiony pomsty.Albowiem pod jego wodzą komponent rozkwitał, odzyskując siły utracone po ostatnim pożarze świata w ogniu Freyra.Zarówno liczebność szeregów, jak i świadoma decyzja skłoniła komponent do opuszczenia podniebnych warowni i podjęcia wędrówki na niespotykaną skalę.Zemsta wypełniała ich szleje, pomyślne gradienty temperatury w stratosferze pchnęły do.działania.Ciepła nowina dreszczem obiegła pięćsetmilowy lodowiec, spływający z bezpowietrznej wyżyny Wysokiego Nktryhku do wyżłobionych dolin na wschód od równiny Oldorando, i wywabiła ancipitów spod nawisów i szczelin.Hrr-Brahl Yprt stał bez ruchu.On także słyszał ciepłą nowinę, jak szła przez oktawę śródpowietrzną.Zwiastowanie wielkiej klimatycznej zmiany ożywiło inne formy życia w tym regionie, formy, które dla fagorów stanowiły źródło białka.Usianą głazami narzutowymi krainę lodowców zamieszkiwały również pragnostyczne szczepy Madisów.Drobni, wiecznie niedożywieni, oni też powracali do życia nomadów.Wiedli ze sobą kozy i arangi, czworonogi żywiące się porostami i drobnymi skorupiakami.Madisów nęciły nizinne pastwiska.Czekali tylko na wolną drogę po wymarszu fagorzej krucjaty.Młody Hrr-Brahl Yprt krótkim warknięciem rozkazał dosiąść wierzchowców.Starczyło ich tylko dla wybranych dostojników.W mgnieniu oka cała fagorza starszyzna siedziała na grzbietach rdzawo-rudych kaidawów, tuż za ich garbami.Rozkaz ów zabrzmiał w roku 13 skromnego kalendarza Loily Bry.Ancipitarz wskazywał kanon śródpowietrzny, czyli rok 353 od Małej Apoteozy Wielkiego Roku 5634000 po Katastrofie.Zgodnie z nowszą rachubą było to pod koniec roku 433.Laintal Ay trzymał się wówczas kolan owdowiałej matki.Czekał go dzień, w którym miał stanąć oko w oko z całą potęgą Hrr-Brahl Yprta.Przy kaidawie kzahhna stał czaban, czyli chorąży, młody bykun, wysoko dzierżący sztandar.Hrr-Brahl Yprt miał wzrost postawnego człowieka, ważył zaś prawie półtora rażą więcej.Trójpalce, keratynowe racice dźwigały grube lędźwie, potężną muskulaturę, pierś szerszą niż ludzka.Imponujące wrażenie sprawiała wciśnięta pomiędzy krzepkie barki głowa.Długa, koścista, z wypukłymi łukami brwiowymi, które przydawały siły oczom osłoniętym przez długie rzęsy, migotliwe od szronu.Osadzone za uszami rogi zawijały się najpierw w przód, a dopiero potem do góry, w sposób charakterystyczny dla jego rodu.Z szarymi żyłkami wyglądały jak wytoczone z marmuru, zaś krawędzie miały ostre jak sztylety.Stanowiły oręż do walki tylko pomiędzy fagorami, nigdy przeciwko wrogom z obcej rasy, a już przenigdy nie mogły się splamić czerwoną krwią Synów Freyra.Wydatny pysk Hrr-Brahla Yprta był czarny od chrap po oczy, tak jak u jego prabykuna.Czerń podkreślała władczość spojrzenia.Najmniejszy gest młodego kzahhna budził ślepy posłuch.Na tę krucjatę zbrojmistrze wykuli mu misterny naczółek.Metal przybrał jego długie czoło kształtem lilii.Owijał się u nasady rogów, wypuszczając na boki dwa własne, ostre rogi z żelaza.Udzielając podwładnym reprymendy kzahhn unosił górną wargę obnażając tępe, wzdłużnie karbowane zębiska w dwóch szeregach obramowanych długimi siekaczami.Odziany był w zbroję, na którą składał się kaftan bez rękawów, wykonany z trzech warstw twardej kaidawiej skóry, oraz szeroki pas przechodzący w rodzaj saka na genitalia, dyndające mu u miednicy pod mierzwą sztywnych kłaków.Kaidaw kzahhna nosił imię Rukk-Ggrl.Dosiadłszy Rukka-Ggrla, młody kzahhn uniósł rękę.Niewolnik zadął w ogromny, kręty róg kołatka.Dwutonowy sygnał odbił się echem w szarych pustkowiach.Na ten żałobny zew z jaskini w masywie plutonitu wyszli niewolnicy niosący figurki ojca i praprabykuna Hrr-Brahla Yprta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]