[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego pozwolił mu odejść?Tony nie tracił czasu na rozmowy.Lustrował ziemię, wypatrując tropów domniemanego sprawcy kradzieży.Wkrótce przerwał poszukiwania mówiąc:- Widzę tylko ślady chłopca i psa.- Więc kto zabrał mój pamiątkowy zegarek? - denerwował się Tomek.- Przecież Dingo biega bez przerwy przy zaroślach.Tam też prawdopodobnie skrył się złodziej!- Tomek dobrze mówi - potwierdził Tony.- Złodziej na pewno ukrył się w buszu.- Tony, ktokolwiek zabrałby zegarek, musiałby pozostawić jakieś ślady na ziemi - powiedział Wilmowski.- Tymczasem, jak sam mówisz, poza Tomkiem i Dingo nie było tutaj nikogo.- Gdyby złodziej chodził po ziemi, Dingo nie pozwoliłby zabrać zegarka - odparł tropiciel.- Tony, czy podejrzewasz już kogoś? - dopytywał się Tomek podniecony słowami tropiciela.- Myślę, że mały złodziej miał skrzydła i Dingo go widział - wyjaśnił Tony.Łowcy zdziwieni spojrzeli na tropiciela, Bentley pierwszy zorientował się w sytuacji.- Czy posądzasz o kradzież ptaki altanowe[83]? - zapytał.- Tak właśnie myślę - odpowiedział Tony.- Dingo naprawdę denerwuje się na widok ptaków - wtrącił Wilmowski.- Czyżby one mogły zabrać zegarek?- Jest to bardzo prawdopodobne - rzekł Bentley.- Ptaki te budują w zaroślach małe ogródki z altankami, które przyozdabiają kwiatami, piórkami, muszelkami oraz wszelkimi błyskotkami.Tubylcy dobrze znają ich upodobania.Jeżeli zginie im jakikolwiek błyszczący przedmiot, przede wszystkim szukają go w pobliskich ogródkach ptaków altanowych.- Zdaje mi się, że brak śladów oraz zachowanie się Dingo potwierdza przypuszczenie Tony'ego - wtrącił Smuga.- To jest możliwe - dodał Bentley.- Ptak porwał zegarek i wzniósł się ponad zarośla.W ten sposób Dingo stracił ślad.Denerwuje się, że nie może ścigać złodzieja.- Jeśli tak jest w rzeczywistości, to już nigdy nie odzyskam mego zegarka, do którego tak bardzo się przyzwyczaiłem - powiedział Tomek z żalem.- Nie trać nadziei - pocieszył go Bentley.- Krajowcy australijscy potrafią tropić nawet ptaki i pszczoły w locie, a przecież Tony jest naprawdę mistrzem w swoim zawodzie.Obserwuj tylko jego zachowanie.Tony stał wyprostowany, śledząc przez pewien czas czujnym wzrokiem ptaki fruwające nad zaroślami, po czym, spoglądając stale na nie, począł zagłębiać się powoli w niski busz.Szedł naprzód, przystawał, zbaczał, zawracał, aż w końcu pochylił się i znikł wśród krzewów.Dopiero po dłuższej chwili powrócił na polanę.Zaproponował łowcom, aby udali się za nim.Wilmowski mocno ujął Dingo za obrożę; wszyscy.ruszyli za Tonym.Uszli nie więcej niż pięćdziesiąt kroków, bowiem tropiciel zatrzymał się przed dużą kępą krzewów.Ruchem ręki nakazał milczenie, pochylił się i rozsunął gałęzie.Tomek pośpiesznie zajrzał w głąb zieleni.W kolisku utworzonym przez krzewy znajdował się miniaturowy ogródek otoczony kilkucentymetrowej wysokości płotkiem uplecionym z gałązek i trawy.W ogródku tym, przy pięknie wygracowanych ścieżkach, stały budki-altanki o dwustronnych wejściach zbudowane z giętkich gałązek.Tak altanki, jak i ścieżki ozdobione były barwnymi piórami papug bądź kwiatami.W środku ogródka, otoczony kamykami, zbielałymi kostkami i piórami leżał srebrny zegarek.Gromada ptaków nieco większych od wróbli wesoło hasała po ścieżkach.Niektóre kryły się w altankach, jakby bawiły się w chowanego, inne urządzały gonitwy, napełniając ogródek głośnym świergotaniem.- Widzisz, jak prędko Tony odnalazł twoja, zgubę - szepnął Bentley do Tomka.Łowcy z zaciekawieniem obserwowali zabawę ptasich budowniczych oryginalnych ogrodów.Wreszcie Tony wyciągnął rękę w kierunku zegarka.Ptaki rozpierzchły się z piskiem, trzepocząc skrzydłami.Tropiciel zwrócił chłopcu zegarek, po czym rozbawieni przygodą powrócili do obozu.Jedynie Dingo był bardzo niezadowolony.Gniewnie spoglądał na wszelkie unoszące się w powietrzu ptaki.Była to już ostatnia przygoda Tomka na lądzie.Trzeciego dnia po powrocie z Góry Kościuszki łowcy wyruszyli do najbliższej stacji kolejowej w miasteczku leżącym na pograniczu stanów - Nowej Południowej Walii i Wiktorii.Tam też załadowali klatki ze zwierzętami do pociągu odchodzącego do Melbourne, odległego o około trzysta kilometrów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]