[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lander spojrzał, w stronę piaszczystych wydm.- Nie sądzę - rzekł.Postać, która obserwowała ich przez cały ranek odeszła.Niedaleko, jak sądził.- Widzieli na własne oczy, kto okradał zabitych.Oczy Musalima otwarły się szeroko.- Nie, panie!- Nie jestem panem - warknął Lander.- I nie mów do mnie tak, jakbym nim był.Oczy Bhadli zwęziły się.- Kłamiesz.- Wcale nie.Mój ojciec był bogatym, ale nietytułowanym kupcem z Archenbridge, zaś matka.cóż, nie ma potrzeby o niej mówić.Raczej uwierzcie mi na słowo, że nie jestem panem.Bhadla potrząsnął wściekle turbanem.- Nie obchodzi mnie czy twoja matka była kozą, która dawała srebrne mleko i sikała złotem! - wrzasnął.- Obserwowali nas Beduini czy nie?Lander uśmiechnął się pojednawczo.- Nigdy nie kłamię.D'tarig zaklął w swoim gardłowym języku, po czym zaczął wyciągać klejnoty i pierścienie ze swoich kieszeni.Kładąc, po stronie Landera, łup na namiot z wielbłądziej wełny, syknął:- Powinieneś był nam to powiedzieć!- Nie powinniście byli tego zabierać - odrzekł Lander.- To nie nasza wina - poskarżył się Musalim, również opróżniając kieszenie.- Zdobycz powinni zabrać ci, którzy zaatakowali, a nie zostawiać ją nam ku pokusie.Kim są ci, co wycinają cały obóz i nie zabierają nic oprócz wielbłądów?Obserwując zniszczoną oazę Lander ponuro odpowiedział:- Zhentarimczycy.- Czarne Szaty? - upewnił się Bhadla.- Nie, nie mogli tego uczynić, są przecież tylko kupcami.Lander potrafił pojąć błędne rozumowanie Bhadli.D'tarigowie mieszkali na obrzeżach Anauroch, żyli z hodowli kóz i tylko najodważniejsi i najbardziej chciwi wyruszali na Wielką Pustynię.Ci „pustynni wędrowcy" zbierali żywicę z drzew kassji, mirry i kadzidła, po czym sprzedawali je kupcom sponsorowanym przez Twierdzę Zhentil.Zhentarimczycy z kolei odsprzedawali ją na kadzidła świątyniom ze wszystkich królestw.Odkąd D'tarigowie sięgali pamięcią Zhentarimczycy nie byli niczym więcej, niż dobrymi handlarzami.- Zhentarimczycy to więcej niż kupcy - wyjaśnił Lander, odwracając się do Bhadli.- To diabelska sieć złodziejów, łowców niewolników i morderców, pchanych do czynu pragnieniem potęgi, namiętnością i chciwością.Rządzą setkami osad i wsi, kontrolują rządy tuzina miast i mają szpiegów w elitarnych kręgach praktycznie każdego narodu w Faerun.Musalim wzruszył ramionami.- No i?- Zhentarimczycy chcą zmonopolizować handel i kontrolować politykę w całym Faerun - powiedział Lander.- Chcą zniewolić cały kontynent.Bhadla, rzucając ostatni pierścień na przewrócony namiot, powiedział nieufnie:- Nie wierzę w to, bogactwo to jedno, ale kto chciałby kłopotać się tyloma niewolnikami?Sembijczyk potrząsnął głową.- Nie wiem, dlaczego Zhentarimczycy chcą tego, czego chcą Bhadla.Może działają z ramienia Cyrica.- Kim jest ów Cyric? - przerwał Musalim ciągle przeszukując zakamarki swojej szaty.- Niegdyś był człowiekiem, ale teraz jest bogiem - bogiem śmierci, zbrodni i tyranii - odpowiedział Lander.- Na pustyni nazywamy go N'asrem - objaśnił Bhadla.Musalim skwapliwie przytaknął, jak gdyby przywołane imię boga wszystko wyjaśniało.- Beduini uważają że N'asr jest kochankiem słońca - ciągnął Bhadla.- Słońce, At'ar, opuszcza swego prawowitego małżonka każdej nocy, by spać w namiocie N'asra.Lander przejechał ręką po pęcherzach na swojej poparzonej słońcem twarzy.- Nie wątpię - powiedział zerkając na niebo.- Rzeczywiście wydaje się wystarczająco brutalna, by być kochanką Cyrica.- Może N'asr, czy też Cyric, wysłał Zhentarimczyków na pustynię, by zabili męża At'ar - podsunął Musalim.- Zazdrość jest matką wielu zabójstw.Lander zaśmiał się.- Nie sądzę, Musalimie.Wydaje mi się raczej, że w tym przypadku chodzi o złoto.- Złoto? - spytał Bhadla wyraźnie ożywiając się.- Chyba nie ma go na Anauroch.- Nie szukają złota na pustym - wyjaśnił Lander.- Zamierzają je przez nią przewozić.Wskazał na zachód.- Tam, dwieście mil za horyzontem, leży Waterdeep, jedno z licznych bajecznie bogatych miast.Potem wskazał na wschód.- Tam, pięćset mil za krańcem pustyni, znajduje się Twierdza Zhentil, Mulmaster i inne porty Księżycowego Morza.Służą one za przejścia dla starożytnych narodów Ziem Centralnych oraz żądnych niewolników krain południa.Dwaj D'tarigowie skrzywili się z niedowierzaniem, Lander domyślił się, że takim jak oni - pustynnym wędrowcom, trudno było wyobrazić sobie świat takich rozmiarów.- Pomiędzy wszystkimi tymi miastami znajduje się sześćset mil gorących, lotnych piasków, które przebyło niewielu cywilizowanych ludzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]