[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W lodówce odpowiedział Emanuel rzeczowo, odwracając się w moją stronę.- Masz tu lodówkę?Uniosłam głowę i zmru\yłam z niedowierzaniem oczy.- Owszem.Usłyszałam jak Emanuel wzdycha.- Fajnie stwierdziłam. A masz lody? Chcę lody.- Nie mam lodów odparł, mru\ąc oczy.- A masz bezy?- Po co ci bezy? spytał.- Potrzebuję bezy i sznurek odpowiedziałam powa\nie. I jeszcze du\ą igłę.- Leno Emanuel ponownie podszedł do mnie, po czym przyło\ył dłoń do mojego czoła.Martwię się o ciebie.- Przynieś mi zaraz bezy ponaglałam, nie zwa\ając na to, co on mówił. Muszę zrobić cibezową koszulkę.- Leno, przera\asz mnie.Co się z tobą dzieje?Emanuel wyglądał na osłupionego i to tak\e było śmieszne.Mę\czyzna z wymalowanym zatroskaniem na twarzy przesunął swoją rękę z mojegoczoła, muskając policzek.- Jeść! za\ądałam.Kłapnęłam zębami i niewiele się namyślając ugryzłam dłoń Emanuela.- Leno! wrzasnął, co tylko spowodowało u mnie kolejną salwę śmiechu.- Ka na pka! Ka na pka! zaczęłam skandować.- Przyniosę ci kanapki, jeśli tylko obiecasz, \e będziesz spokojnie le\eć.- Emanuel to smutas nadąsałam się. No dobrze, będę le\eć dodałam, natychmiast sięrozpromieniając.Spojrzałam w stronę mojego wampirka, który z politowaniem pokręcił głową, po czymwyszedł z pokoju.Zupełnie nie rozumiałam co go tak martwiło.Przecie\ wszystko było takiewspaniałe, zachwycające no i zabawne.Znów chciało mi się śmiać.Cokolwiek, na co tylko nie spojrzałam, zdawało mi sięśmieszne.Jeszcze kilka razy westchnęłam sobie z zadowolenia, po czym mrucząc pod nosem,wtuliłam się w nieziemsko miękką poduszkę.Więcej ju\ nic nie pamiętałam.Zasnęłam.35312641851264185* Spowiedz *- Leno usłyszałam obok siebie szept.Otworzyłam oczy, spoglądając w stronę, z której dochodził ów głos.Ujrzałampochylonego nade mną mę\czyznę.- Emanuel powiedziałam, po czym padłam w jego ramiona.Zaczęłam płakać.Gama emocji wylała się ze mnie, znajdując ujście w mokrym strumieniuspływającym w dół policzków.Znów poczułam ból.Jeszcze raz ogarnął mnie strach.Roger Vermount.Był tu, groził mi, ściskał mnie w swoich ramionach, przetrzymując jakozakładnika, swoistą kartę przetargową, w zaciętej rozgrywce pomiędzy nim, a Emanuelem.- Ju\ dobrze mę\czyzna przytulił mnie do swojego ciała.Zaczął uspakajać, delikatniegłaszcząc przy tym moją głowę. Ju\ go nie ma.- Co się stało?Odsunęłam się powoli od trzymającego mnie w swoich objęciach Emanuela, by spojrzeć wjego oczy.Mę\czyzna nie odpowiedział.W jego oczach ujrzałam jednak smutek.W tej samej chwiliz przera\ającą dokładnością przypomniałam sobie wszystko, co miało miejsce.Ręką, pełnaobaw, dotknęłam szyi, gdzie jak mi się wydawało powinna znajdować się zadana przezVermounta rana.A jednak zamiast głębokiego rozcięcia, natrafiłam na gładką, zaleczoną ju\skórę.- Jak? spytałam, zdziwiona.- Moja krew odpowiedział Emanuel, spuszczając przy tym wzrok. Wyleczyła twojerany.Przynajmniej te zewnętrzne dodał, zaprawionym goryczą głosem.- Dziękuję wyszeptałam, zbli\ając jednocześnie twarz do jego twarzy.Gdy ta znalazłasię dość blisko pocałowałam chłodny policzek mojego wybawiciela. To tak bolało wyjęczałam udręczona. Myślałam \e umieram.To był koszmar.Byłam pewna, \e Vermount naprawdę mnie zabije.W chwili, gdy naciąłmoją skórę& a pózniej, gdy znów mnie dopadł, znalazłam się na granicy obłędu.W końcucałkiem straciłam nad sobą kontrolę.Tak bardzo się bałam.A potem jeszcze& Potem poczułam przera\ający ból.Zupełnie inny ni\ ten, któregodoświadczałam w chwili, gdy zęby Emanuela dostawały się do mojej tętnicy.Wtedy tak\ebyłam raniona, lecz był to dobry ból.O ile jakiekolwiek cierpienie mo\na nazwać dobrym.Tojednak takie właśnie było.Aączyło się z poświęceniem.Z absurdalną, nielogiczną, a jednakprzyjemnością.Stawał się prze\yciem ekstatycznym, sprawiającym rozkosz i wprawiającymw dr\enie.Lecz to, co czułam wtedy&Ostrze zagłębiające się w moim ciele&Nie, to było czymś zupełnie innym.Czułam przeszywający mnie potworny ból.Choć trwał zaledwie krótką chwilę, to jednakbył czymś strasznym.A jednak to nie ból był najgorszy.Nie, to sama myśl o tym, \e zachwilę umrę, napawała mnie takim lękiem.To wizja śmierci niosła za sobą największecierpienie.Nie chciałam umierać.Nie wtedy.I nie w taki sposób.- Umarłabyś, gdybym tego nie zrobił stwierdził Emanuel, odpowiadając na moje myśli,lecz w jego głosie wyczułam jakieś niespotykane dotąd nuty. Tak się bałem, \e staniesz siętaka jak ja wyszeptał ze łzami w oczach, a na jego twarzy począł rysować się cały koktajluczuć, które nim teraz targały. Cieszę się, \e nadal \yjesz.Nie wiem co bym zrobił, gdybymcię utracił.Leno wyszeptał, przytulając mnie mocno do siebie. Zupełnie nie rozumiałemco się z tobą działo.Myślałem, \e to część przemiany.- Co? spytałam.35412641851264185 W jednej chwili powróciło wspomnienie tego, co się zdarzyło.Spojrzałam na zegar.Byłajedenasta piętnaście.- To wieczór czy południe? zapytałam, zdezorientowana.- Wieczór spokojnie odpowiedział Emanuel.- Miałeś na myśli to moje dziwne zachowanie? wyszeptałam, zawstydzona.Powróciły wspomnienia tego, co działo się podczas mojego pierwszego przebudzenia.Miałam nadzieję, \e był to tylko sen.Jednak teraz obawiałam się, \e mogła to być prawda.Zawstydziłam się.Zachowywałam się wtedy tak niepowa\nie.Tak& głupio.Było topostępowanie zupełnie do mnie niepodobnie.- Tak mę\czyzna uśmiechał się poprzez łzy. Zupełnie nie wiedziałem, co powinienemo tym myśleć.Nigdy jeszcze nie zachowywałaś się w taki sposób.Nie miałem pojęcia co tobyło.Dzięki bogu nic ci nie jest.- Przepraszam. Spłonęłam rumieńcem. Ja te\ nie wiem dlaczego tak sięzachowywałam.To nie byłam ja.Czułam się, jakby to nie była rzeczywistość, lecz jakiśpozbawiony sensu sen.To wszystko było takie dziwne, a ja w dodatku nic, kompletnie nicwtedy nie pamiętałam próbowałam się jakoś tłumaczyć.Było mi głupio, \e Emanuel musiał być tego świadkiem.- Ju\ dobrze zapewnił, lekko nawet w tej chwili rozbawiony. Nie musisz niczegowyjaśniać.Mo\esz zachowywać się irracjonalnie, bylebym tylko wiedział, \e to wcią\ ty.Jak\e miło było usłyszeć, \e się o mnie martwił.Po tym, trwającym ostatnio, znów niecochłodnym okresie, który nastąpił po tym jak go uwiodłam, naprawdę dobrze było przekonaćsię, \e mimo wszystko wcią\ nie byłam mu obojętna.- Dlaczego myślałeś, \e stanę się wampirem? spytałam nagle. Przecie\ Vermountpowiedział, \e to całkowicie niemo\liwe.- I ty mu uwierzyłaś? warknął, lecz jego twarz nie wyra\ała złości, a jedynie kryła ból irezygnację. Jemu? Największemu na świecie kłamcy i oszustowi? Nie! Emanuel pokiwałprzecząco głową. Jemu nie mo\na ufać.Nie nale\y dawać wiary \adnemu, nawetpojedynczemu słowu, jakie pada z jego plugawych ust.- Ale i ty raz mu przecie\ uwierzyłeś stwierdziłam logicznie.- Owszem. Emanuel wstał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]