[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem zmęczony.- Chodź.Zdążysz jeszcze odpocząć.Dopiero przyjechaliśmy, a mamy przed sobą najmniej dwa miesiące leżenia.- Jeśli nas wcześniej nie wyrzucą.- Nas? A kto nas złapie? Jesteśmy starzy pacjenci.Znamy wszystkie chody.Wiemy, na czyim dyżurze można wypić, a na czyim nie.Chodź, przejdziemy się.- Nie - uparłem się.- Nie idę.„Jesteś tchórz - pomyślałem o sobie.- Boisz się powiedzieć Kazkowi, że postanowiłeś nie pić”.Po co się ośmieszać - odpowiada druga myśl - nie wiadomo, czy dam radę.Będzie się ze mnie śmiał.Wiele razy postanawiałem nie pić i nie udawało się.„Sześć lat”, „cztery lata”, „dwa i pół roku” - świdruje w głowie.„Handlarz, ciemniak i głupek”.- „Sześć lat”.Nie dam się!Dzisiaj jest dzień wypisów i przyjęć.Znów przyszedł Kazek.- Przyjechał Zygmunt! - zawołał od progu.- Chodź, pogadamy z nim.Pojedziemy na wódkę.Wtedy powiedziałem Kazkowi, że postanowiłem zrobić przerwę w piciu na cały okres pobytu w Otwocku:Zygmunt to kolega z poprzedniego pobytu w sanatorium.Kazek cieszy się, bo będzie miał kolegę do wódki.Ze mnie śmieje się mówiąc:- Po co się męczysz? „Kto pił, a nie pije, ten będzie pił”.- No, już nie kończ, znam to na pamięć-przerwałem mu.-Uparłem się i nie będę pił.- Zobaczymy - odpowiedział.- Jedź z nami - zaproponował Zygmunt.- Dobrze, pojadę, ale wódki pił nie będę.- Słyszysz, co on mówi? - śmiał się Kazek.- On nie będzie wódki pił? Nie każ się z siebie śmiać.Do kogo ta mowa?Zdecydowałem się jechać, żeby udowodnić, że nawet tam nie wypiję, i to może wreszcie spowoduje, że pijaki przestaną mnie namawiać.Spotkaliśmy w knajpie dwóch kolegów, więc przy stoliku usiadło nas pięciu.Na stół wjechał litr wódki, a kelner już ustawia kieliszki.Zamówiłem dużą kawę i oranżadę.- Od kiedy ty pijesz czarną kawę? -żartowali koledzy.-To dobry napój dla kobiet i dzieci.Odpowiedziałem spokojnie, że jeszcze przed tygodniem wolałbym pół setki wódki - ale teraz przecież coś musza pić.Kazek już nalewa i odwraca mój kieliszek.- Nie nalejesz - powiedziałem ze złością.- Jak nie przestaniesz, to wychodzę - i podniosłem się.- No, już siedź.Nie będę nalewał.Jak zechcesz wypić, sam sobie nalejesz.Już litr wypity.Podano jeszcze pół litra.Przyglądam się kolegom i widzę, jak po każdym kieliszku zmienia się ich wyraz twarzy, coraz głośniej mówią, coraz bardziej plączą się języki.Nowe pół litra na stole.Wszyscy już pijani, a ja wśród nich trzeźwy jak idiota.Pierwszy raz trzeźwy w towarzystwie pijanych.Przyglądam im się z ciekawością.A więc to tak wygląda.To ja codziennie też tak wyglądałem i takiego oglądali mnie ludzie na ulicy, w tramwaju.Dziwne, że nie czują do mnie wstrętu.Obserwuję ich zachowanie.Ślinią się, bełkocząc niezrozumiałe zdania, ale zdaje się im, że się doskonale porozumiewają.Kazek rozczulił się, że jestem dla niego równym kumplem i przyjacielem.Chce mnie całować.- Daj spokój - powiedziałem z odrazą.i w tym momencie dopiero zapadła stanowcza decyzja: Nie będę więcej pił.Następnego dnia po południu odwiedziłem Kazka.- Chyba jest w pokoju obok, u Zygmunta - odpowiedziano mi, gdy o niego zapytałem.W pokoju był Zygmunt, Kazek i jeszcze jeden kuracjusz.- Dlaczego siedzicie w pokoju - zapytałem.- Czy nie lepiej przejść się po parku?.- Kolega wyskoczył kupić coś na zaprawkę po wczorajszym - odpowiedział Kazek.- Chory jestem, a Zygmunt też się źle czuje.- Ja też jeszcze nie czuję się najlepiej, ale to jeszcze po mojej czterodniówce - odpowiedziałem.- Za dwa dni już będę dobry.- Jeśli dzisiaj nie popijesz z nami - zażartował Zygmunt.Na pewno nie.- Nie wygłupiaj się, przecież i tak będziesz pił, więc po co ta mowa? Ano, zobaczymy.Kaktus mi na nosie urośnie, jeśli tu, w Otwocku, Wypiję kroplę alkoholu.- Ale będzie draka - wrzasnął Kazek.- Staszek z kaktusem na nosie! Do pokoju wszedł nowy kuracjusz.Spojrzał na tamtych trzech, na mnie i znów na nich.- To bawcie się dobrze.Ja idę do parku.Spacerowałem samotnie.Jeszcze nie znalazłem dla siebie towarzystwa niepijącego.Za dużo gadałem o tym, że nie będę pił, a nie lubię robić z siebie błazna.W pokoju nie chciałem zostać z obawy, że mogłem się złamać i wypić.Koledzy potrafią namawiać.W dodatku poczułem pragnienie alkoholu, lecz starałem się nie myśleć o tym.„Chyba wrócę i wypiję jeden głębszy” - świdruje w głowie myśl.- „A gdzie twoje słowo?” przychodzi myśl inna.- „Tylko jeden głębszy”.„Jeśli dzisiaj nie będę pił, to już będą dwie doby bez alkoholu podpowiada druga - a takiego przypadku dawno nie było”.Muszę wytrzymać do niedzieli.Przyjedzie żona.Będę cały dzień zajęty.Postanowiłem wrócić do pokoju i napisać kilka listów.Gdy mijałem oddział, na którym koledzy odbywali swoje „zebranie”, znów przyszła chęć, by wstąpić na chwilę.Walcząc z sobą szedłem dalej na górę, a u siebie natychmiast zająłem się pisaniem i to oderwało moje myśli od Zygmunta, Kazka i „taty z mamą”, którą popijali.Sobota była jeszcze gorsza.Cały dzień nie wychodziłem z łóżka; ażeby mniej odczuwać „pragnienie”, czytałem pożyczoną od sąsiada książkę.Po południu poprosiłem pielęgniarkę o luminal, więc spałem mocno cały wieczór i noc.Niedziela - chłopaki umawiają się na wódkę.Zapraszają i mnie.Odmówiłem.Od rana przyjechała żona.Gdy przyjechała, powiedziałem o swoim postanowieniu.- Czy potrafisz? - zapytała z obawą.- Masz tylu kolegów, którzy umieją namówić i wyciągnąć na wódkę.- Poszukam sobie innych ludzi do towarzystwa.- To byłoby największe dla mnie szczęście - powiedziała.- Wolałabym jeść nie kraszone kartofle z solą, żebyś tylko nie pił.- Jeśli tylko tyle potrzebujesz do szczęścia, to obiecuję ci to - ale skończmy na ten temat rozmowę.- Nie gniewaj się, chcę zadać tylko jedno pytanie: Czy czujesz pragnienie wódki?- Cholerne - odpowiedziałem -zgodnie z prawdą - ale tym razem uparłem się.Powiedział mi kiedyś kolega, że największe zwycięstwo to zwyciężyć samego siebie - a w tej chwili myślałem „«Sześć lat, cztery lata, dwa i pół roku».Czekajcie - nie jestem od was gorszy”.Cztery doby już nie piję, dwa tygodnie, miesiąc.Wreszcie po trzech miesiącach kuracji wracam do domu z świadomością, że w tym czasie nie wypiłem kropli wódki.Wracam z obawą, czy w wirze codziennych spraw, do których wracam, a które często były okazją do picia, nie dam się skusić.Teraz zdaję sobie sprawę, co to jest alkoholizm.Miałem czas przemyśleć wszystko.Przypomniały mi się większe i mniejsze awantury powstałe po pijanemu.Wymysły lokatorów, gdy z braku pieniędzy kupowało się wódkę w sklepie, a wypijało w bramie lub na klatce schodowej w dowolnie wybranej kamienicy.„Przyjdą tu chlać, cholery pijaki, później zapaskudzą korytarz, a mnie śmierdzi pod drzwiami.Jazda, bo milicjanta zawołam!” - krzyczała taka lokatorka, a inni wychodzili na korytarz, żeby zobaczyć, co się dzieje, i też popyskować.Ile to razy wynosiło się z knajpy kieliszki, noże, widelce, które później oddaje się znajomym, lecz częściej wyrzuca.Nie brało się przecież tego dla korzyści, lecz z pijackiej fantazji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]