[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W komnacie zastał Porthasa, czekającego, by zdjąć z niego niewygodne ceremonialne szaty i podać mu luźne, lamowane futrem suknie i owcze pantofle.Kiedy Melles uniósł brwi na ten widok, Porthas wzruszył ramionami.- Przypuszczałem, że mój pan będzie dziś pracował do późna i nie będzie chciał, by mu przeszkadzano.Poprosiłem o przyniesienie tutaj posiłku i w imieniu mojego pana odrzuciłem zaproszenie na grę w karty oraz wieczorek muzyczny - to mówiąc, Porthas pomagał Mellesowi zdjąć ciężkie okrycie.Kiedy Porthas wspomniał o grze w karty i wieczorku muzycz­nym - drugi oznaczał zapewne towarzystwo żony jakiegoś idioty, jego niezamężnych sióstr i córek z większym lub mniej­szym powodzeniem wykonujących popularne ballady - Melles zadrżał.Gra w karty nie zapowiadała się zresztą lepiej.Baron poważnie podchodził do gry, a miał całkowitą pewność, że posadzą go obok niezamężnej kobiety, grającej całkowicie bez­myślnie lub zbyt nieśmiałej, by odważyć się na licytację.- Postąpiłeś słusznie, Porthas - powiedział, kiedy lokaj pomógł mu ubrać się w wygodne, luźne szaty ogrzane na wie­szaku przed kominkiem.- Naprawdę mam bardzo dużo pracy.Dzisiejsze postępowanie Charlissa dodało mu odwagi, by dokonać kilku naprawdę śmiałych posunięć.Długi raport o stanie pozostałej części Imperium już wcześniej zaniepokoił go, ale teraz stało się jasne, ze nie ma czasu do stracenia.Po pierwsze: Imperium; po drugie: dwór.Thayer nie będzie miał roli do odegrania w drugim akcie konsolidacji.Melles usiadł za biurkiem, położył przed sobą papier i pióro.Jak już wcześniej przewidział, w całym Imperium lokalni przy­wódcy zabezpieczyli swoje terytoria tam, gdzie to było możliwe.Na terenach, na których sytuacja jeszcze nie została opanowana, wystarczyło tylko wprowadzić rozszerzoną wersję działań ze stolicy; te rozkazy Melles zaczął pisać jako pierwsze.Wersje robocze przed przepisaniem przez kopistów zostaną przesłane do Thayera, by upewnić się, iż nie będą sobie obaj przeszkadzać - jednak było to tylko wprowadzenie na szerszą skalę tego, co już działo się w Jaconie.Porthas postawił filiżankę grzanego wina z korzeniami obok jego łokcia; do nozdrzy Mellesa doleciał zapach przypraw.Ba­ron odruchowo sięgnął po naczynie i zaczął pić małymi łycz­kami, trzymając je w jednej dłoni, podczas gdy drugą pisał rozkazy.Prawdziwym wyzwaniem będzie podporządkowanie sobie lokalnych przywódców, ludzi, którzy stali się przewodnikami wilczego stada na własnym terytorium i nie będą chcieli podpo­rządkować się innemu wilkowi - większemu i silniejszemu.W jakiś sposób będzie musiał ich przekonać o swej władzy i potędze - może nawet większej niż faktycznie - oraz o tym, iż słuchanie jego rozkazów wyjdzie im na dobre.Jeśli nie uda mu się tego osiągnąć, będzie musiał po kolei się ich pozbyć, choć nie w bezpośredniej walce, a na ich miejsce wyznaczyć bardziej posłusznych.Odstawił kubek na bok i zastanowił się nad możliwościami wyboru.Najtrudniejsze będzie pozbycie się ich tak, by nikt nie domyś­lił się jego udziału i nie dotarł do jego osoby.Usunięcie kogokol­wiek nie było trudne.To zabójstwo bez zostawiania śladów i znaków wskazujących sprawcę stwarzało trudności.Ludzie inteligentni, spostrzegawczy i wystarczająco uzdolnieni zdarzali się rzadko, ale potrafili zepsuć wszystko - i układając plany, trzeba było liczyć się z tym, że śledztwo będzie prowadził właśnie taki pies gończy, choć szansę na to były niewielkie.“Jak w kartach, pojedynkach i ryzykownych sportach: bierz pod uwagę szansę, ale przemyśl stawkę”.Wziął do ręki raport, przekartkował go, po czym znów przej­rzał listę przywódców i ich pobieżne charakterystyki.Miał do­brych agentów, więc ze szkicowych opisów mógł z niejakim prawdopodobieństwem wywnioskować, kto będzie skłonny do współpracy, a kto nie.Miał też krótką listę zabójców rekrutują­cych się z “agentów specjalnych”, mistrzów w swym fachu, wyglądających jak ofiary wypadku lub choroby.Przerzucenie ich na miejsce, biorąc pod uwagę warunki, będzie trudne, ale nie niemożliwe.Z pomocą armii powinien w ciągu kilku tygodni zdołać przetransportować człowieka.Dobrym pomysłem może okazać się natychmiastowe przy­dzielenie do najbardziej prowincjonalnych idiotów z wybujałym poczuciem własnej ważności najlepszych agentów, zamiast mar­nowania czasu na próby przekonania ich.Jeśli atak nastąpi przed jakąkolwiek próbą kontaktu z danym głupcem, nikt nie powiąże z nim Mellesa.W ten sposób agent będzie miał możliwość wyboru drugiego celu, jeśli zawiodą próby przekonania kogoś, kogo warto oszczędzić.Melles zmienił atrament i papier na inne, w specjalnym kolorze, które przekażą agentom, iż ma dla nich zadanie.Oczy­wiście wyśle do nich banalne pozdrowienia; żaden agent specjal­ny nie zaufa ważnym instrukcjom przekazywanym na piśmie.Było to dla niego ryzyko, gdyż wielu z tych ludzi było najemni­kami, nie związanymi z konkretną osobą.Kiedy usłyszą, co ma im do powiedzenia, mogą mu odmówić; choć dostaną za to zadanie więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek przedtem, dostanie się do celu będzie prawdziwym problemem, biorąc pod uwagę ciężkie warunki.Cóż, był to przywilej specjalistów w swoim fachu, a tacy właśnie byli ci ludzie; nie przekona się artysty, by stworzył arcydzieło, stawiając przed nim sztalugę i grożąc śmier­cią.Jednego czy dwóch miejscowych przywódców można by usunąć rękami zwykłych zabójców - jeśli nie starczy agentów takich, jakich potrzebował, będzie musiał tak zrobić.Jednak byłoby najlepiej, gdyby owi specjaliści uznali zadanie za dość interesujące, by się go podjąć.Byli naprawdę bardzo dobrzy.Melles wiedział o tym najlepiej, gdyż kiedyś sam należał do nich, jak i Porthas; niektórych nawet szkolił w technice.Nie ma nic lepszego niż odnowienie starych szkolnych znajomości.Kiedy pisał listę “zaproszonych”, przyszło mu do głowy, że wie, jak spełnić żądanie cesarza i sprowadzić Tremane'a przed “oblicze sprawiedliwości”, pod warunkiem, że owa sprawiedli­wość nadejdzie jako szybkie, pewne ostrze lub odpowiednia dawka trucizny.Specjalistów-zabójców było trzech - czterech, licząc Porthasa, choć jego talentu nie zamierzał się pozbawiać, któryś z nich mógłby pojechać do Hardornu i usunąć Tremane'a.Skoro nie wchodziło w grę zabójstwo magiczne, zwykłe morder­stwo zajmie rok lub więcej, ale było to możliwe.Przez chwilę zastanawiał się nad tym, choć pomysł nie wy­dawał się najlepszy.Gdyby udało mu się zabić księcia, miałby dużą satysfakcję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl