[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ehdeh.Odpowiadasz za zdrowie i życie pani Leyny.- Tak, panie.Gold przyjrzał się bacznie otaczającym go twarzom.- Jakieś pytania?Po długiej chwili Rbal powoli skinął głową.Był nieco blady.- Proszę o powierzenie tego zadania trojkom z mojej dziesiątki i pod moją komendą.- To niemożliwe.Twoi kusznicy będą mi bardziej potrzebni, niż topornicy Ehdeha.- Zatem proszę o powierzenie mi komendy nad ludźmi Ehdeha.Gold i Daganadan skinęli głowami.- Nie widzę przeszkód - rzekł setnik.- Przyznam nawet, że wolę mieć Ehdeha niż ciebie.Uzgodnijcie rzecz między sobą.Rbal spojrzał na łysego jak kolano dziesiętnika.Ale ten pokręcił głową i powiedział dziwnie uprzejmym, jak na niego, tonem:- Nie, Rbal.Nie podejmę się dowodzenia twoimi kusznikami.Moja rzecz to topór.Rbal otworzył usta, ale Ehdeh wpadł mu w słowo, dorzucając:- Poza tym przeżyłem już w życiu dość przygód.Wolę jechać do Dartanu, niż ganiać bandy.Jeszcze gdzie? Pod granicą Kraju.Żołd ten sam.Obok pozornej szczerości, w głosie topornika pobrzmiewała ledwo maskowana kpina i Rbal pojął, że to wszystko zostało ułożone z góry.Zacisnął zęby.Gold przeszedł do zwykłych spraw natury porządkowej.Wkrótce odprawa dobiegła końca.Rbal wstał i szybkim krokiem podążył ku wyjściu z jaskini.Nie słyszał nawet przyzywającego go głosu Dartanki.Wystawił twarz do deszczu.Był już spokojny.Zawsze, gdy na drodze stawał mu wróg, był spokojny.Nie wierzył w to, że Leyna ma być odwieziona do Dartanu.Sądził raczej, że Gold zamierza gdzieś ją uwięzić, by po powrocie z Obszaru mieć do swej dyspozycji.Gdzie? A choćby w Badorze, albo w niedalekim Riksie.W Grombie.Gdziekolwiek.Golda znali wszyscy komendanci garnizonów na terenie Grombelardu, każdy z nich gotów był wyświadczyć setnikowi gwardii cesarskiej drobną przysługę i przetrzymać „zdobycz” przez dowolnie długi okres czasu.Do Dartanu, a jakże.Porwał ją, żeby teraz odesłać z powrotem?!Nędznik.Powoli rysował się w głowie młodzieńca prowizoryczny na razie plan.Rozdzielenie oddziału na dwie grupy było okolicznością sprzyjającą.Na ludzi ze swej dziesiątki mógł liczyć; zrobią wszystko, co im każe.Miałby więc do pokonania ledwie pięciu ludzi: ostatnią trójkę Ehdeha, Daganadana i Golda.Dwóch na jednego.A potem tych siedmiu, eskortujących Leynę.Stał w miejscu i myślał.Potem.Co potem? Uciekać.Do Dartanu, może do Armektu.Nie da się zataić prawdy, żołnierze wygadają się.Prędzej czy później.Wkrótce opowiedział o wszystkim Belgonowi.Rozdział XBrule-Przyjęty, był największym spośród mędrców Szerni.Olbrzymie, przykute łańcuchami do skały psy, zaczęły radośnie ujadać i przymilnie skomleć na jej widok.Bardzo je lubiła, często siadała na ziemi, otoczona przez nadstawione do głaskania łby i ziejące paszcze, by opowiadać o tym wszystkim, co było do opowiedzenia.Gdy lizały ją po rękach i po twarzy, broniła się z całej siły ze śmiechem, a one nawet nie czuły uderzeń drobnych pięści.Były wielkie i ciężkie jak cielaki.Zwano je zresztą basogami.Niedźwiedziami.Ale czasem, w przypływie nagłej czułości, przyciskała swój zadarty, trochę piegowaty nosek do olbrzymiego, wilgotnego nosa któregoś z nich.Zaciskała dłonie na wielkich, sterczących uszach i wywijała je na lewą stronę, a psy nauczyły się już, że ona to lubi i nie rzucały gniewnie łbami.Nawet Brule był zdumiony miłością i przywiązaniem, jakie okazywały jej te krwiożercze bestie, nie obawiające się nawet niesamowitych Strażników Obszaru.Wreszcie doszedł do wniosku, że ta zażyłość z psami jest niewskazana.Prosiła i błagała, ale był nieugięty.Podeszła jeszcze bliżej.Psy szarpały grube, ciężkie łańcuchy i prawie wyły z radości.Olbrzymie, kudłate ogony kiwały się zamaszyście.Arks, wódz sfory, przypadał do ziemi i skomlał jak mały szczeniak.Rozwinęła swój Bicz i smagnęła kudłate boki.Zaraz potem, nie potrafiąc znieść rozumnego, przedziwnie ludzkiego spojrzenia Arksa, krzycząc rozpaczliwie, uderzyła go w sam nos.Potem biła na oślep.Nie rzuciły się na nią, skomlały tylko, bo straszliwy Porzucony Przedmiot otwierał krwawe rany w ich bokach.Zapłakała nagle, widząc drgawki, wstrząsające potężnym ciałem Arksa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]