[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wsłuchaj się w słowa — szepnęła cichutko, wskazując na szkicownik.— Są równie piękne, jak muzyka.Znów spojrzał przed siebie i nagle zdał sobie sprawę, że na scenie są także śpiewacy.Aż tak go pochłonęło towarzyszenie Deberze samej, bez Morath?Jestem tutaj.Ja też słucham muzyki.Niemal podskoczył, słysząc niespodzianie w głowie głos smoczycy.Przełknął ślinę.Czy ten smok zawsze będzie czytać w jego myślach?Zadał to pytanie również w myśli, ale nieco głośniej.Odpowiedzi nie było.Czy dlatego, że na takie pytania się nie odpowiada? A może jest tak oczywista, że nie trzeba jej udzielać?Morath wcale nie wyglądała na nieszczęśliwą, dowiedziawszy się, jaką radość sprawia mu bliskość Debery.Była zadowolona, że jest z nimi i słucha.Smoki lubiły muzykę.Spojrzał przez ramię na Nieckę i wzdłuż wschodniej krawędzi ujrzał wiele par smoczych oczu.Wyglądało to, jakby ktoś porozwieszał na całej ścianie, narożnych wysokościach, okrągłe, niebieskozielone latarnie.To smocza publiczność przysłuchiwała się występom.Posłusznie zaczął słuchać słów i po chwili wciągnęła go dramatyczna opowieść, choć znał ją od dzieciństwa.Muzycy nazwali ją „Suitą o Lądowaniu”; teraz śpiewali o rozstaniu kolonistów z wielkimi pojazdami kosmicznymi.Głos tenora wzniósł się w smutnym pożegnaniu statków, które już na zawsze pozostaną na orbicie nad punktem Lądowania, lecz korytarze ich będą puste, nikt nie stanie na mostku, pod kopułami nie odezwie się echo.Śpiewak z niesłychaną sprawnością kontrolował oddech i w końcu pozwolił ostatniej nucie ucichnąć, jakby zawisła w niezmierzonej przestrzeni między statkami a planetą.Nastąpiła chwila pełnej podziwu ciszy, a potem wybuchły brawa, na które solista rzetelnie zasłużył.Iantine pośpiesznie go naszkicował, jak się kłania przed powrotem w szeregi chóru.— Och, Ian, był cudowny — powiedziała Debera, wyciągając szyję, żeby zobaczyć rysunek.Nie przerywała klaskania, a oczy jej błyszczały.— Będzie zachwycony tym portretem.Iantine raczej w to wątpił, udało mu się jednak uśmiechnąć, ukrywając ukłucie zazdrości, że ktoś inny poza nim wzbudził zainteresowanie Debery.Ona lubi ciebie, Ian, powiedziała Morath, jakby z wielkiej odległości, choć siedziała wśród innych, nielotnych jeszcze smoczątek, na dnie NieckiIan? powtórzył, zaskoczony.Jeźdźcy powiedzieli mu, że choć smoki czasem rozmawiają nie tylko ze swoimi jeźdźcami, bardzo rzadko zapamiętują ludzkie imiona.To Morath zna moje imię?A dlaczego nie? Ciągle je słyszę, odpowiedziała, nieco urażona.Pewnie nigdy się nie dowie, ile znaczą dla mnie te słowa, pomyślał Iantine, i nabrał tyle powietrza, że aż pierś mu się wydęła.Teraz, kiedy uda mu się być z nią sam na sam…Ona nigdy nie jest sama, jest moją jeźdźczynią.Zdusił jęk, by nie usłyszała go ani smoczyca, ani jeźdźczyni i postarał się z całych sił ścieśnić myśli na samym dnie głowy.Czy to ma sens, zaczął się zastanawiać… i przez resztę koncertu starał się utrzymać dystans między sobą a Deberą.Nie poświęcił wiele uwagi drugiej i trzeciej części suity, które doprowadzały wydarzenia do chwili obecnej.Cyniczny głosik w jego myślach zauważył, że nie wspomniano o usunięciu Chalkina, ale przecież to zdarzyło się bardzo niedawno i kompozytor ani autor libretta nie mieli pojęcia o tym, że wydarzenia przyjmą taki obrót.Ciekawe, czy ten incydent przejdzie do historii.Chalkin byłby zachwycony.Może właśnie dlatego wszyscy postarają się o tym zapomnieć.To będzie dla niego ostateczna kara: odejdzie w zapomnienie.Po zakończeniu suity zaproszono wszystkich na kolację.Szybko i sprawnie ustawiono stoły i krzesła, ale w zamieszaniu zgubił gdzieś Deberę.Przeraził się i uświadomił sobie, że nie jest w stanie oderwać od niej myśli, nawet na krótką chwilę.Gdy się odnaleźli w tłumie, jego dłoń powędrowała ku niej równie szybko, jak jej dłoń ku niemu i trzymając się za ręce stanęli w kolejce po jedzenie.Znaleźli w końcu wolne miejsca przy jednym z długich blatów, opartych na koziołkach.Wszyscy rozmawiali o muzyce, śpiewakach i orkiestracji, zadowoleni, że znaleźli się w Weyrze, któremu zawsze dawano pierwszeństwo.Naturalnie, muzyka na Pernie była bardzo ważna.Instrumenty i melodie przywieźli Ojcowie Założyciele ze starej ojczyzny, a o rozwój tej sztuki troszczył się nie tylko Uniwersytet, lecz także wszystkie Weyry i Warownie.Wszystkie dzieci potrafiły czytać nuty; zachęcano je do nauki gry przynajmniej na jednym instrumencie, a nawet na dwóch albo trzech.Tylko w bardzo biednych gospodarstwach nie znalazłaby się gitara, dudy albo chociaż bębenek, by ożywić długie zimowe wieczory i umilić święta.Jedzenie było bardzo dobre, choć Iantine musiał się skoncentrować, by poczuć jego smak.Wszystkimi zmysłami chłonął bliskość Debery.Dziewczyna była niezwykle ożywiona i chętnie rozmawiała z sąsiadami przy stole, szczegółowo omawiając poszczególne partie wokalne i instrumentalne, jak również linie melodyczne, które jej się szczególnie spodobały.Zarumieniła się i oczy jej błyszczały.Nigdy jeszcze nie widział jej tak radosnej.Zresztą on sam też był w doskonałym nastroju, niemal bez tchu oczekując chwili, gdy zaczną się tańce.Będzie ją wtedy mógł wziąć w ramiona i mieć blisko przy sobie, nawet bliżej, niż teraz.Nie mógł się tego doczekać.Ale naturalnie, musiał zdobyć się na cierpliwość, gdyż jak zwykle w Pierwszy Dzień podano lody, specjalny, tradycyjny deser, na który wszyscy mieli apetyt.Tym razem były owocowe, pachnące śmietanką, smakowite, aromatyczne, z maleńkimi kawałeczkami miąższu.Sam nie wiedział, czy ma jeść powoli, ryzykując, że się roztopią, bo w dolnej jaskini było bardzo ciepło, czy też łykać twarde, zimne kęsy.Spostrzegł, że Debera je szybko, więc i on wybrał ten sposób.Po posiłku usunięto stoły i poodsuwano krzesła pod ścianę, robiąc miejsce do tańca.Muzycy utworzyli małe zespoły instrumentalne, które mogły się zastępować, tak by muzyka grała bez przerwy, i zabrali się za strojenie instrumentów.Gdy wszystko było gotowe, K’vin zaprosił do tańca Zulayę.Prezentowała się wspaniale w czerwonej brokatowej sukni, w której pozowała do portretu.Rozpoczęli tańce zgodnie z tradycją.Iantine złapał się na myśli, że chętnie naszkicowałby tę szlachetną parę, ale ukrył notes w piramidzie stołów.Mógł tylko starać się zapamiętać szczegóły.Nigdy do tej pory nie widział, by Zulaya była tak zalotna, a K’vin traktował ją z niezwykłą galanterią.Iantine zauważył, że niektórzy jeźdźcy wymieniają między sobą jakieś spostrzeżenia, obserwując parę Przywódców, ale nie słyszał, o czym mowa.Mogą przypatrywać się do woli, to nie moja sprawa, skarcił się w myśli.Następnie dowódcy skrzydeł poprowadzili swe partnerki do tańca, a po trzech zwrotkach melodii dołączyli do nich zastępcy.Potem Tisha wraz z Maranisem, lekarzem Weyru, zaczęli zataczać wdzięczne kręgi wśród tancerzy.Skończył się pierwszy taniec i teraz wszyscy mogli już się bawić przy wtórze muzyki.Rozległa się skoczna przygrywka.— Zatańczysz ze mną, Debero? — Iantine skłonił się oficjalnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]