[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odnosiło się wrażenie, że byłaby zupełnie szczęśliwa, gdyby ten czerwcowy wieczór trwał wiecznie, a góra prania nigdy się nie kończyła, i gdyby przez następne tysiące lat mogła rozwieszać pieluszki i wy­śpiewywać bzdury.Pomyślał z zaskoczeniem, że nigdy nie słyszał, aby członek Partii śpiewał coś spontanicznie sam jeden.Byłoby to wręcz nieprawomyślne i pewnie uznane za oznakę niebezpiecznej ekscentryczności, podobnie jak mówienie na głos do siebie.Czyżby tylko ludzie żyjący na granicy ubóstwa mieli ochotę śpiewać?- Możesz się odwrócić! - zawołała Julia.Kiedy na nią spojrzał, w pierwszej chwili prawie jej nie poznał.Spodziewał się, że zobaczy dziewczynę nagą.Tym­czasem zmiana, jaka nastąpiła, była znacznie bardziej niezwykła.Julia się umalowała.Zapewne wstąpiła ukradkiem do jakiegoś sklepu w dzielnicy dla proli i kupiła sobie zestaw kosmetyków.Usta miała ciemnoczerwone, na policzkach róż, nos przypudrowany; nawet oczy podkreśliła czymś, co sprawi­ło, że wydawały się jaśniejsze.Makijaż wykonała dość nieudolnie, ale też Winston nie był żadnym znawcą.Dotychczas nigdy nie widział i nawet sobie nie potrafił wyobrazić partyjniaczki z umalowaną twarzą.Przemiana, jaka się w Julii dokonała, była wprost niesamowita.Za pomocą zaledwie kilku pociągnięć w odpowiednich miejs­cach stała się nie tylko znacznie ładniejsza, lecz przede wszystkim znacznie bardziej kobieca.Jej krótka fryzura i chłopięcy kombinezon jedynie potęgowały to wrażenie.Gdy brał ją w ramiona, poczuł sztuczny zapach fiołków.Przypomniał mu się półmrok sutereny i czarna jama w twarzy prostytutki.Używała tych samych perfum, ale wcale mu to nie przeszkadzało.- Nawet perfumy! - wykrzyknął.- Tak, najdroższy, nawet perfumy.I wiesz, co jeszcze zrobię? Zdobędę jakoś prawdziwą babską sukienkę i będę ją nosić zamiast tych cholernych gaci.Włożę jedwabne pończochy i pantofle na wysokich obcasach! W tym pokoju będę kobietą, a nie towarzyszką partyjną!Zrzucili z siebie ubrania i położyli się na ogromnym mahoniowym łożu.Winston po raz pierwszy rozebrał się całkiem do naga w obecności Julii.Dotychczas zbyt się wstydził swojego bladego, mizernego ciała, żylaków na łydkach i fioletowej plamy nad kostką.Nie mieli prześcieradła, lecz wytarte koce, na których spoczywali, były gładkie w dotyku, a rozmiary i sprężystość łóżka wprawia­ły ich oboje w zdumienie.- Pewnie aż roi się od pluskiew, ale co tam! - zawołała Julia.Podwójnych łóżek w ogóle się nie widywało, chyba że w domach proli.W dzieciństwie Winston sypiał czasami w takim łóżku; Julia - z tego, co pamiętała - nigdy.Wkrótce oboje zapadli w drzemkę.Kiedy Winston się zbudził, wskazówki zegara zbliżały się do dziewiątej.Leżał bez ruchu, ponieważ Julia spała z głową opartą na jego ramieniu.Starł jej się prawie cały makijaż, pozostawiając ślady na poduszce i twarzy Winstona, lecz resztka różu wciąż jeszcze podkreślała piękno kości policzkowych.Złote promienie zachodzącego słońca padały na skraj łóżka i kominek, oświetlając garnek, w którym bulgotała woda.Prolka na podwórzu przestała śpiewać, ale z uliczki nadal dobiegały przytłumione krzyki bawiących się dzieci.Winston zaczął się zastanawiać, czy w wymazanej prze­szłości leżenie w łóżku w chłodzie letniego wieczoru było czymś normalnym; czy kobieta i mężczyzna mogli leżeć tak razem nago, kochać się, kiedy tylko zapragną, roz­mawiać, o czym tylko chcą, nie czując żadnej potrzeby, aby wstać - czy wolno im było po prostu tak leżeć i słuchać cichych dźwięków płynących zza okna? Chyba niemoż­liwe, żeby taka słodka bezczynność była kiedykolwiek dozwolona! Julia obudziła się, przetarła oczy i unosząc się na łokciu spojrzała na prymus.- Połowa wody się wygotowała - stwierdziła.- Zaraz wstanę i zrobię nam kawy.Mamy godzinę.O której gaszą światło w twoim bloku? :- O dwudziestej trzeciej trzydzieści.- U mnie w hotelu punkt dwudziesta trzecia.Ale wszystkie musimy wracać sporo wcześniej, bo.Ojej! A masz, ty obrzydliwa bestio!Nagle wychyliła się z łóżka, chwyciła z podłogi but i rzuciła w róg pokoju tym samym chłopięcym ruchem ramienia, jakim podczas Dwóch Minut Nienawiści na oczach Winstona cisnęła słownik w podobiznę Goldsteina.- Co to było? - spytał zaskoczony.- Szczur.Wystawił swój śmierdzący nos zza listwy.Na pewno jest tam dziura.Przynajmniej napędziłam mu pietra!- Szczury - szepnął Winston.- Tutaj!- Są wszędzie - powiedziała obojętnie Julia, kładąc się z powrotem.- W hotelu robotniczym mamy je w kuchni.Część dzielnic Londynu aż się od nich roi.Wiesz, że atakują dzieci? Na niektórych ulicach kobiety boją się zostawiać niemowlę bez opieki nawet na minutę.Najgor­sze są te wielkie i brunatne.A najpotworniejsze jest to, że.- Przestań!- zawołał Winston, zaciskając mocno oczy.- Najdroższy, strasznie zbladłeś! Co się stało? Masz alergię na szczury?- Szczury to najohydniejsze, co może być na świecie!Przytuliła go do siebie i otoczyła ramionami, jakby chcąc rozproszyć jego lęki ciepłem swojego ciała.Nie od razu otworzył oczy.Przez kilka chwil zdawało mu się, że znów powrócił koszmarny sen, który prześladował go przez całe życie w różnych odstępach czasu.Prawie zawsze był taki sam.Przed Winstonem jawiła się mroczna jama, a w niej czaiło się coś tak przerażającego i obrzydliwego, że bał się nawet spojrzeć.We śnie cały czas czuł, że oszukuje sam siebie, bo podświadomie wie, co kryje się w ciemno­ściach.Gdyby zdobył się na prawdziwie wielki wysiłek, tak brutalny, jakby chciał sam rozsadzić sobie czaszkę, zdołałby odkryć, co to takiego.Lecz za każdym razem budził się nie uczyniwszy tego; koszmar jednak miał jakiś związek z tym, co mówiła Julia, kiedy na nią krzyknął.- Przepraszam - rzekł.- Nic się nie stało.Po prostu nie lubię szczurów.- Nie martw się, najdroższy, już ich więcej nie ujrzysz.Przed wyjściem zatkam otwór kawałkiem worka.A na­stępnym razem przyniosę gips i porządnie wszystko zaklajstruję.Już prawie zapomniał o swoim panicznym strachu.Lekko zawstydzony usiadł na łóżku.Julia wstała, włożyła kombinezon i zaparzyła kawy.Z garnka unosił się tak silny, wspaniały aromat, że zamknęli okno, aby przypad­kiem nie poczuł go ktoś obcy i nie zaczął sprawdzać, skąd dochodzi.Jeszcze lepsza od samego smaku kawy była jedwabistość, jaką nadawał jej cukier - coś, czego Wins­ton, po latach używania sacharyny, niemal nie pamiętał.Z jedną ręką w kieszeni, a w drugiej trzymając pajdę chleba z dżemem, Julia obeszła pokój; zerknęła obojętnie na regał z książkami, obejrzała rozkładany stół i powie­działa, jak najlepiej go naprawić, opadła na fotel, żeby sprawdzić, czy siedzi się w nim wygodnie, wreszcie z ciekawością i rozbawieniem popatrzyła na zegar z absur­dalną dwunastocyfrową tarczą.Potem przyniosła do łóżka szklany przycisk, chcąc obejrzeć go w lepszym świetle.Winston wyjął go jej z rąk, jak zawsze zauroczony miękką wodnistością szkła.- Jak myślisz, do czego to służy? - spytała Julia.- Do niczego; chyba nigdy nie miało żadnego zasto­sowania.I właśnie dlatego tak mi się podoba.To kawałek dawnej historii, który zapomnieli zmienić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl