[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odnalazł ją szybko, mimo iż nie dotykał jej przez ponad sto lat.Ostami raz wykorzystał ją, żeby zabić coś uznawanego za niemożliwe do zabicia.Teraz jednak chciał wykorzystać tylko jedną z jej najbardziej zja­dliwych cech i miał nadzieję, że nie pomyli się przy odmie­rzaniu dawki.Trzy krople na czubku pojedynczego bełtu uśmierciły Mantę, behemota głębi.Trzy krople zabiły istotę dziesięć razy większą i silniejszą od smoka.Prawie wszyscy wierzyli, że Manta, podobnie jak Skrzydła Śmierci, była niezniszczalna.Teraz Krasus zamierzał sam przyjąć część trucizny.- Najgłębszy sen, najgłębsze sny.- szepnął do siebie, zdejmując fiolkę.- Tam powinna być, tam musi być.Z innej półki zdjął kubek i butelkę czystej wody.Smoczy mag nalał do kubka trochę wody, po czym otworzył fiolkę.Z największą ostrożnością zbliżył otwartą buteleczkę do krawędzi naczynia.Trzy krople, by zabić w ciągu kilku chwil Mantę.Ile kro­pli, by wysłać Krasusa w najniebezpieczniejszą z podróży?Sen i śmierć były do siebie bardzo podobne, bardziej niż uświadamiała to sobie większość.Z pewnością znajdzie tam Yserę.Najmniejsza kropla, jaką potrafił odmierzyć, spadła w ci­szy do kubka.Krasus z powrotem zamknął buteleczkę i wziął naczynie.- Ława - szepnął.- Ława będzie najlepsza.Mebel od razu utworzył się za nim.Wyglądał wygodnie, pokrywało go wiele poduszek.Na takiej ławie chętnie zasnąłby nawet król Lordaeron.Krasus też miał zamiar dobrze na niej spać.może nawet wiecznie.Usiadł na niej i podniósł kubek do ust.Zanim jednak wy­pił to, co z łatwością mogło stać się ostatnim napojem w jego życiu, smoczy mag wzniósł ostatni toast.- Za ciebie, moja Alexstraszo, zawsze za ciebie.* * *- Ktoś tu był, zgadza się - mruknęła Vereesa, przyglądając się ziemi.- Jeden był człowiekiem.co do drugiego, nie mogę być pewna.- Mogłabyś wytłumaczyć mi, gdzie widzisz różnicę? - zapytał Falstad, mrużąc oczy.Nie odróżniał jednego śladu od drugiego.Właściwie nie widział nawet połowy tego, co elfka.- Popatrz tutaj.Ten odcisk buta.- Wskazała na łukowaty ślad w ziemi.- To ludzkie buty, ciasne i niewygodne.- Wierzę ci na słowo.A ten drugi, którego nie możesz rozpoznać?Łowczyni wyprostowała się.- Cóż, zdecydowanie nic w okolicy nie świadczy o obec­ności smoka, ale tam są ślady, które nie pasują do niczego, z czym się zetknęłam.Wiedziała, że po raz kolejny Falstad nie mógł zobaczyć tego, co jej od razu rzuciło się w oczy.Krasnolud jednak starał się, jak mógł, przyglądając się uważnie dziwnym żłobie­niom w ziemi.- Chodzi ci o te, moja elfia damo?Ślady zdawały się płynąć w stronę miejsca, gdzie jakiś człowiek.na pewno Rhonin.stał przez jakiś czas.Nie były to jednak odciski stóp ani nawet łap.W jej oczach wyglądało to tak, jakby coś się unosiło, ciągnąc coś inne­go za sobą.- To nie zbliża nas do celu bardziej niż pierwsze miejsce, do którego zaprowadziło nas to zielone paskudztwo! - Falstad uniósł Krylla za fałdę skóry na karku.Goblin miał obie ręce związane na plecach, a wokół pasa linę, której drugi ko­niec przywiązano do szyi gryfa.Mimo to ani Vereesa, ani dzi­ki krasnolud nie mieli pewności, że ich niechętny towarzysz nie spróbuje ucieczki.- I? Co teraz? Zaczynam mieć pew­ność, że wodzisz nas za nos! Wątpię, czy w ogóle widziałeś czarodzieja!- Widziałem, o tak, widziałem! - Kryli uśmiechnął się sze­roko, być może w nadziei, że ułagodzi swoich prześladow­ców, jednak pełen zębów grymas nie wywierał zbyt dobrego wrażenia na istotach spoza jego rasy.- Opisałem go, nie? Wiesz, że go widziałem, nie?Vereesa zobaczyła, że gryf węszy za czymś ukrytym w po­szyciu.Wykorzystując swój miecz, parę razy dźgnęła w to miejsce, po czym wyciągnęła przedmiot zainteresowania.Na czubku jej miecza wisiał niewielki, pusty bukłak na wino.Elfka podniosła go, a wówczas jej nos wypełnił nie­biański bukiet zapachów.Elfka na chwilę przymknęła oczy.Falstad błędnie zinterpretował wyraz jej twarzy.- Aż tak źle? To musiało być krasnoludzkie ale!- Wręcz przeciwnie, nie natknęłam się na tak cudowny zapach nawet przy stole mojego pana w Quel’Thalas! Wino, które wypełniało ten bukłak, przewyższało najlepsze z jego zapasów.- Co dla mojego marnego umysłu oznacza.Opuszczając bukłak, Vereesa potrząsnęła głową.- Nie wiem, ale jakoś nie mogę przestać myśleć, że ozna­cza to, iż Rhonin rzeczywiście był tutaj, choć przez krótki czas.Jej towarzysz popatrzył na nią sceptycznie.- Moja elfia pani, czy nie chodzi po prostu o to, że chcesz, żeby to była prawda?- Czy możesz mi powiedzieć, kto inny mógł znajdować się w tej okolicy i popijać wino godne królów?- Ano! Mroczny, po tym jak wyssał szpik z kości tego two­jego czarodzieja!Jego słowa sprawiły, że zadrżała, ale nadal nie zmieniła swojego przekonania.- Nie.Jeśli Skrzydła Śmierci zaniósł go tak daleko, na pew­no miał inne powody niż tylko posiłek!- To możliwe.- Wciąż trzymając za szyję goblina, Falstad spojrzał na ciemniejące niebo.- Jeśli chcemy pokonać więk­szą odległość przed nocą, powinniśmy już ruszać.Vereesa dotknęła czubkiem swojego miecza gardła Krylla.- Najpierw musimy się nim zająć.- A czym mamy się zajmować? Możemy albo zabrać go ze sobą, albo oddać światu przysługę, zmniejszając ilość goblinów!- Nie.Obiecałam, że go uwolnię.Czoło krasnoluda zmarszczyło się.- Dla mnie to niemądre.- Ale ja złożyłam tę obietnicę.- Spojrzała na niego ze świadomością, że jeśli Falstad zna elfy tak dobrze, jak powi­nien, to nie będzie próbował wywierać na nią nacisku.Rzeczywiście, jeździec gryfów pokiwał głową, choć bar­dzo niechętnie.- Ano, niech będzie tak, jak mówisz.Złożyłaś obietnicę, a ja nie będę cię przekonywać.- Nie całkiem pod nosem do­dał - Mam tylko jedno życie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl