[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mam pewne pragnienia rzekł król i znów chrząknął. Wy macie pewne potrzeby.Myślę, że możemy dojść do zadowalającego obie strony porozumienia. W porządku, to mogę zrozumieć powiedział ponuro Pahner. Ale dlaczego, docholery, zacząłeś negocjacje w ten sposób? Otóż zaczął król, tym razem otwarcie wybuchając śmiechem potrzebujecieżywności, zapasów i broni.Niestety, nie znajdziecie tego w Marshadzie.Moim pragnieniemzaś jest zdobyć Pasule, gdzie wszystko to jest łatwo dostępne.Byłem przekonany, że niezechcecie zająć dla mnie Pasule, trzeba więc było znalezć jakiś bodziec, który was do tego.zachęci. Bodziec powtórzył bezbarwnie Pahner. Otóż to.Jestem pewien, że wasz oddział zdobędzie dla mnie Pasule, jeśli dowie się, żew razie odmowy jego dowódcy zginą.* * * Spokojnie, spokojnie powiedziała Kosutic, uciszając wszystkich machnięciem ręki.Tylko bez nerwów. Powinniśmy ich natychmiast odbić stwierdził Jasco. Wiem, że nie takie dostaliśmyrozkazy, ale rozkazy wydane pod przymusem są nieważne. Oczywiście, sir zgodziła się sierżant. Proszę to powiedzieć kapitanowi. No.Rozmowa toczyła się na trzecim piętrze, w kwaterach oficerskich.Jasnożółty pokój, wktórym książę przygotowywał się do kolacji, zajęła teraz tymczasowa grupa dowodzenia. Poruczniku powiedział Julian, stukając w klawisze pada na zewnątrz tego budynkuznajduje się ponad batalion szumowiniaków.Musielibyśmy wywalczyć sobie drogę nazewnątrz i do sali tronowej. Kapitan ma rację, poruczniku Jasco powiedziała starszy sierżant. Zaczekamy nawłaściwy moment, a póki co, będziemy robić, co nam każą.Musimy zaczekać, aż przewagabędzie po naszej stronie, bo na razie jej nie mamy.Mamy czas. Tak nie można! zawołał zrozpaczony oficer. Powinniśmy w tej chwili zdobywaćsalę tronową! Przecież to członek rodziny cesarskiej! Nie da się ukryć powiedziała spokojnie Kosutic. Oczywiście.I to niebezpieczny jakcholera.* * *Roger wysłuchał spokojnie krwiożerczego dowódcy gwardii, opowiadającego, co sięstanie człowiekowi, który nie posłucha rozkazu.Ciężko opancerzony Mardukanin mówił to zbezpiecznej odległości, a kiedy skończył, książę obnażył zęby w uśmiechu. Jesteś następny powiedział miłym głosem.Kapitan spojrzał na niego złowrogo, ale pierwszy opuścił wzrok i wyszedł, zamykając zasobą drzwi.Roger odwrócił się i rozejrzał.Pomieszczenie było duże i przewiewne dzięki kilku oknomwychodzącym na tyły pałacu.Na odległym murze roili się gwardziści z pochodniami,wypatrujący jakichkolwiek prób ucieczki.Podłoga zasłana była, jak wszędzie, poduszkami, rozrzuconymi między kilkoma niskimistolikami, w kącie stały też nocniki.Biorąc pod uwagę okoliczności, było to dość przyjemnemiejsce. Musimy się stąd wydostać mruknął książę. Jak pan proponuje to zrobić? spytał Pahner, oddając Despreaux pożyczony hełm.W przeciwieństwie do Rogera, kapitan był uosobieniem spokoju i opanowania. Mam ochotę wziąć karabin i co godzinę zabijać jednego strażnika, aż nas wypuszcząalbo nauczą się nie pokazywać nam na oczy warknął książę, patrząc z wściekłością nagwardzistów na murze. Skłaniając ich tym samym do odwetu powiedział spokojnie Pahner. Dopóki niejesteśmy w ogniu walki, nie musimy rozstrzygać starcia.Na razie powinniśmy manewrować,by zyskać przestrzeń i warunki do ataku.Przemoc na tym etapie jedynie ograniczy nasząprzestrzeń manewru zamiast ją powiększyć. Ma pan plan? spytała O Casey. Mówi pan, jakby miał. Nie jako taki powiedział kapitan, wyglądając przez okno.Mniejszy księżyc, Sharma, właśnie wschodził.Jego blask w ciemnościach na zewnątrzdawał się bardziej wyczuć niż zobaczyć. Z drugiej strony wiele razy przekonywałem się, że poczekanie na pierwszy ruchprzeciwnika odsłania słaby punkt jego planów.ROZDZIAA CZTERDZIESTY SMYKostas Matsugae patrzył na szereg zgarbionych postaci, dzwigających worki jęczmyżu.Nie licząc rodzin poganiaczy były to pierwsze kobiety, jakie kompania widziała odopuszczenia Q Nkok.Najwyrazniej wyznaczono je do tego zadania, ponieważ nie stanowiłyzagrożenia i były o wiele mniej inteligentne.A także chude jak szczapy.Służący pokiwał głową i rozejrzał się, kiedy wniesiono ostatni worek ziarna.Teren, gdzieznoszono zapasy żywności, pozostawał niewidoczny dla mardukańskich strażników,stojących pod kwaterami gościnnymi.Matsugae pospiesznie otworzył garnek i pomachał doMardukanek. To gulasz z jęczmyżem. Pokazał stosik niewielkich misek. Możecie wziąć pojednej.Proszę, po jednej.Kiedy wdzięczne Mardukanki wyszły, Matsugae podniósł wzrok i ujrzał Juliana,patrzącego na niego z drzwi.Pomieszczenie przy wejściu było formalnie strażnicą, ponieważjednak w budynku i tak nie było niczego poza strażnikami, przerobiono je na magazyn. Nie podoba się panu moja dobroczynność, panie plutonowy? Służący podniósł jeden zworków i ruszył do wyjścia.Musiał zająć się robieniem kolacji. Nie. Marine z łatwością wyłuskał dwudziestokilowy worek z rąk Matsugae i zarzuciłsobie na ramię. W tym mieście dobroczynność to towar deficytowy.Nie mam nicprzeciwko zmianie takiego stanu rzeczy. To najobrzydliwsze miasto, jakie miałem nieprzyjemność odwiedzić powiedziałsłużący.Potrząsnął głową i skrzywił się. Aż trudno w to uwierzyć.Julian uśmiechnął się ponuro. Przyznaję, jest paskudne.Ale to nie najgorsze miejsce w galaktyce.Czytał pan kiedyścokolwiek o światach odzyskanych Zwiętych? Niezbyt wiele przyznał służący. Słyszałem o nich, ale nie za dużo.Z drugiej stronyuważam, że ogólny koncept tego, co głoszą Zwięci, nie jest zupełnie niesprawiedliwy.Wieleplanet naprawdę zostało zniszczonych przez nadgorliwy terraforming i niekontrolowanewydobycie.Oczywiście nie jestem ich sympatykiem dodał pospiesznie. Nie podejrzewałem pana o to.Nie przeszedłby pan testów lojalności, a przynajmniejmam nadzieję, że by pan nie przeszedł.Ale czytał pan kiedykolwiek raporty na temat światów odzyskanych ? Nie odparł Matsugae.Dotarli już do kuchni.W dużym palenisku rozpalono ogień, a na obracanym wysięgnikuwisiał już kocioł.W pomieszczeniu było niesamowicie gorąco, jak w otwartych drzwiachpiekła.Matsugae zaczął szykować składniki do wieczornego posiłku. A powinienem? Może. Plutonowy postawił na ziemi worek ziarna. Zna pan teorię? To skolonizowane światy, które Zwięci próbują przywrócić do stanu nienaruszonego powiedział służący, zaczynając odmierzać jęczmyż. Starają się usunąć z nich wszelkieślady ziemskiego życia. Uśmiechnął się i wskazał na kocioł. Dzisiaj dla odmiany będziegulasz z jęczmyżem.Julian parsknął, ale bez wesołości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]