[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kunze przypomniał sobie nagle minę głównego kelnera i portiera, kiedy zapytał ich o porucznika.- Co ci dokładnie powiedziała? - spytał.- Nic szczególnego.Narobiła mi.apetytu, a potem zamilkła.Nawet za pięć koron nie chciała nic więcej powiedzieć.- Trzeba jej było dać dziesięć - odrzekł Kunze.Zapisał spiesznie w leżącym na biurku notatniku:„Zobaczyć się z inspektorem Weinbergerem w sprawie Herrenhaus”.- Znacie porucznika Petera Dorfrichtera? - zapytał Kunze szeregowca, który siedział przed nim sztywno na brzegu krzesła.Boka spojrzał na kapitana wzrokiem śniętej ryby.Kunze poprosił go, by usiadł, co wydało się Boce podejrzane.Czuł się znacznie pewniejszy w obecności oficerów, którzy zachowywali się zwyczajnie, czyli jak normalni dranie.Pamiętał też swe poprzednie spotkanie z kapitanem, więc miał się na baczności.- Melduję posłusznie, panie kapitanie, że znałem porucznika Petera Dorfrichtera.- Dobrze go znałeś?Boka rozważał dokładnie wszystkie możliwe konsekwencje swej odpowiedzi.- Melduję posłusznie, panie kapitanie, że słyszałem, jak ludzie mówili, że to ten oficer przysłał truciznę kapitanowi Maderowi.- Co ci wiadomo o stosunkach łączących kapitana Madera z tym porucznikiem?- Melduję posłusznie, że nie rozumiem, o co mnie pan pyta.Kunze pochylił się w krześle, jakby chciał skrócić wszelki dystans dzielący go od Węgra.- Słuchaj, Boka, chciałbym się dowiedzieć, czy porucznik Dorfrichter czuł jakąś urazę do twego kapitana? - Kunze mówił powoli, akcentując każdą sylabę.- Trudno uwierzyć, aby jakiś oficer chciał zgładzić kolegę, ale jeśli to zrobił, musiał mieć po temu poważny powód.Służyłeś u kapitana Madera cztery lata i.- Pięć - wtrącił Boka.W głosie jego brzmiała duma i przez krótki moment w oczach pojawiło się wzruszenie.Nie umknęło to uwadze kapitana,- Obaj chcemy tego samego.Znaleźć sprawcę zbrodni.Toteż zastanów się dobrze.Czy twój kapitan nie pobił się kiedyś z porucznikiem Dorfrichterem albo pokłócił po pijanemu lub na trzeźwo o jakąś kobietę czy pieniądze.Boka pokręcił wolno głową, przesunął się do tyłu, żeby rozsiąść się wygodniej w krześle.Odkrycie, że wiedział znacznie więcej od kapitana Kunze, dawało mu przewagę nad pytającym.- Posłusznie melduję - mówił, ostrożnie cedząc słowa - że porucznik nie mógł mieć żadnej urazy.Powinien być nawet wdzięczny kapitanowi Maderowi.- Wdzięczny? Za co?- Bo mu uratował życie!Parę minut minęło, nim Kunze pojął niemczyznę Boki i zrozumiał, kto kogo uratował.Kiedy wyjaśnili podstawowe fakty, poprosił Bokę, by mu opowiedział historię ocalenia ze wszystkimi szczegółami.- Melduję posłusznie, że porucznik Dorfrichter wszedł do wody, a wtedy przyszła duża fala i zwaliła go z nóg.Zaczął krzyczeć, więc kapitan Mader skoczył do wody i go wyratował.- Do licha, Boka.Mów trochę dokładniej.Do jakiej wody? Czy to była rzeka, czy jezioro? Gdzie się to wszystko stało i kiedy?- W Castelnuovo, panie kapitanie, w czerwcu 1904.Pod koniec pierwszego roku Akademii Wojennej wszyscy, którzy zdali egzaminy, wyjechali do Castelnuovo nad Adriatyk, by odbyć kurs pływania, żeglowania i nawigacji.Szkolenie było ostre i wymagało ogromnego wysiłku oraz energii.Oceniano indywidualne postępy, a ocenę wpisywano do wykazu sprawności.Pewnego ciepłego wieczora Mader i Dorfrichter w towarzystwie trzech innych poruczników postanowili urządzić zabawę na plaży.Tyle przynajmniej zdołał Kunze zrozumieć z nieskładnej relacji Boki.- Zabrali ze sobą panienki - ciągnął Boka - kosz jedzenia i dziesięć butelek szampana w skrzynce z lodem.Z ordynansów wzięli tylko mnie.Było jeszcze całkiem widno, kiedy tam przyszliśmy, ale kiedy zrobiło się już ciemno, rozpaliłem dla nich ognisko.Trzech oficerów poszło z pannami do domków plażowych i tylko kapitan Mader i porucznik zostali przy ognisku.Ułożyłem się na piasku niedaleko od nich.Popijaliśmy szampana, kapitan dał mi nawet całą butelkę, taki był z niego człowiek.Potem porucznik wstał i pobiegł do wody.Słyszałem, jak kapitan wołał za nim, aby uważał, bo porucznik Dorfrichter nie był przyzwyczajony do picia, a tego wieczora wypił ponad swoją normę.Powiedział, że chce się ochłodzić, i już za chwilę wołał o pomoc.Kapitan był w ubraniu, tylko że bez bluzy, ale mimo to pobiegł ratować porucznika.Taki to był z niego człowiek.Zawsze pomagał innym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]