[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobieta padła na podłogę i przysięgała ze łzami, iż nie posiada mocy czynienia cudów.Zwdzięcznością ocaliłaby życie dziecka, radośnie zaś oddała własne, gdyby posłuszeństworozkazowi króla zapewnić mogło tak niezmierną łaskę.Chłopiec nalegał.Kobieta powtarzała wciąż to samo.Wreszcie Tom przemówił: Myślę, że ta niewiasta mówi prawdę.Gdyby m o j a matka znalazła się na jej miejscu iposiadała moc diabelską, na pewno bez wahania sprowadziłaby burzę i kraj cały zmieniła wruinę, aby okupić za tę cenę moje tak bardzo zagrożone życie.Sądzić wypada, że inne matkiuczynione są na podobną modłę.Wolnaś, dobra niewiasto, ty i twoje dziecię, albowiem wie-rzę, że jesteś niewinna.A teraz, gdy zyskałaś przebaczenie, możesz wszak nie obawiać sięniczego.Zciągaj pończochy! Jeżeli zaś uczynisz burzę, będziesz bogata!Ocalona biedaczka wielkim głosem wyrażała wdzięczność i bez wahania wykonała rozkaz. Król przyglądał się pełen wielkich nadziei, lecz mimo wszystko trochę wystraszony.Dwo-rzanie nie ukrywali niepokoju ni trwogi.Kobieta obnażyła własne nogi i nogi swej córeczki.Niewątpliwie czyniła wszystko, co w jej mocy, aby szlachetny czyn królewski nagrodzić trzę-sieniem ziemi, lecz wszystkie te starania nie wiodły do niczego.Tom westchnął ciężko i po-wiedział: Ha, dobra niewiasto, nie trudz się, albowiem widać jasno, iż moc twa odeszła.Idz tedy wpokoju swoją drogą, a gdyby kiedy wróciła twa władza, nie zapomnij o mnie i sprowadz miburzę.59ROZDZIAA XVIOBIAD DWORSKIPora obiadu zbliżała się nieuchronnie, lecz rzecz szczególna myśl o tym niepokoiłaToma tylko nieznacznie i bynajmniej nie budziła grozy.Doświadczenia poranne natchnęły gocudowną pewnością siebie, mały, biedny kot-włóczęga bardziej przywykł po czterech dniachdo osobliwej sytuacji, niż człowiek dojrzały mógłby tego dokonać w ciągu całego miesiąca.Trudno o bardziej zdumiewający przykład łatwości, z jaką dziecko przystosowuje się do wa-runków.Jako ludzie uprzywilejowani, pospieszymy do wielkiej sali bankietowej i korzystając zczasu, w którym Toma sposobią do uroczystego wystąpienia, spojrzymy, co się tam dzieje.Jest to przestronna komnata ze złoconymi kolumnami i pilastrami oraz malowidłami na su-ficie i ścianach.Przy drzwiach nieruchomo niczym posągi stoją gwardziści odziani malowni-czo i zbrojni w halabardy.Wysoką galerię biegnącą wokół całej sali zajmuje kapela orazmnóstwo przystrojonych odświętnie obywateli płci obojga.Pośrodku komnaty, na wzniesie-niu, stoi stół Toma.Oddajemy jednak głos dawnemu kronikarzowi: Do komnaty wkroczył szlachcic z laską marszałkowską, za nim drugi, który dzierżył ob-rus.Obydwaj przyklęknęli trzykrotnie z niezmierną rewerencją, po czym obrus został roze-słany i panowie owi wyszli, uprzednio znowu przyklęknąwszy.Potem wkroczyło dwu in-nych.Jeden niósł także laskę, drugi solnicę, talerz i chleb.Naprzód przyklęknęli jako dwajpoprzedni, a rozstawiwszy na stole wszystko, co było do rozstawienia, oddalili się z tą samąceremonią.Wreszcie weszło dwu bogato strojnych możnych panów, z których jeden miał nóżdo krajania mięsa.Obydwaj skłonili się z niezwyczajnym wdziękiem, po czym zbliżywszy siędo stołu, potarli go chlebem i solą, a tak byli przejęci, jak gdyby król asystował temu we wła-snej osobie.Tak zakończyły się uroczyste przygotowania.Potem gdzieś z dala, w echami grzmiącychkorytarzach rozbrzmiał dzwięk trąby i niewyrazne okrzyki: Miejsce dla króla! Przejście dlamiłościwego pana!. Odgłosy te powtarzały się raz po raz i coraz bliżej, aż wreszcie tuż, tużzabrzmiały grzmiące surmy i donośny głos: Przejście dla króla! W tej chwili ukazał sięwspaniały orszak, który niby barwny łańcuch zaczął wysuwać się z podwoi.Ale oddajmyznowu głos kronikarzowi: Naprzód szli panowie szlachta, baroni, hrabiowie, rycerze Orderu Podwiązki, a wszyscyodziani byli pięknie i głowy mieli odkryte.Następnie kroczył kanclerz między dwojgiem mę-żów, z których jeden niósł królewskie berło, drugi miecz koronacyjny w szkarłatnej pochwieusianej złocistymi liliami herbowymi, a zwrócony ostrzem ku górze.Wreszcie szedł król wewłasnej osobie, a widok jego powitały grzmiące kotły i fanfara dwunastu trąb, zasię lud nagaleriach powstał z miejsc i zakrzyknął: Boże, chroń króla! Za monarchą postępowałowielu przydzielonych do jego osoby dworzan szlachetnego rodu, a z prawa i z lewa pięćdzie-sięciu panów straży przybocznej ze złocistymi toporkami w rękach.Wszystko to było piękne i przyjemne.Puls Toma bił żywo, oczy gorzały radosnym bla-skiem.Chłopiec poruszał się z należytym wdziękiem i swobodą, a było to dlań tym łatwiej-sze, że nie zastanawiał się, co i jak robi, gdyż myśli miał oczarowane i pochłonięte osobli-wymi widokami i dzwiękami.Nikt zresztą nie może być zupełnie pozbawiony uroku, gdyubrany jest w strojne, dobrze dopasowane szaty, do których przywykł nieco, zwłaszcza jeżeli60o szatach tych w danym momencie nie myśli.Chłopiec dobrze zapamiętał otrzymane wska-zówki, toteż na powitanie odpowiedział lekkim skinieniem strojnej w pióra głowy i uprzej-mym zdaniem: Dziękuję ci, wierny mój ludu.Zasiadł u stołu nie zdejmując beretu, czym nie stropił się wcale, albowiem jedzenie z gło-wą nakrytą jest jedynym królewskim przywilejem stanowiącym jak gdyby pomost łączącymonarchów z rozmaitymi Canty.%7ładna ze stron nie ma w danym razie przewagi nad drugą,obie bowiem od dawna oswojone są z tym obyczajem.Orszak rozproszył się i utworzył kilkamalowniczych grup, które stały z odkrytymi głowami.Przy skocznych dzwiękach kapeli łucznicy gwardii przybocznej, najroślejsi i najmocar-niejsi mężowie w Anglii, dobierani ze względu na postawę..pozwólmy jednak opowie-dzieć o tym kronikarzowi: Aucznicy gwardii przybocznej wkroczyli z głowami odkrytymi, odziani zaś byli w szkar-łat zdobny na plecach złotymi różami.Kilkakroć wychodzili oni i wchodzili, a za każdymrazem wnosili jedno danie ułożone na talerzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]