[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtem.Rhain znikł w okamgnieniu, jak błyskawica.Wraz z nim zniknęły cienie wojowników.Pozostały tylko Rasti, a gdzieś z ciemności poza nimi dobiegało wciąż dudnienie bębnów w kształcie mis, należących do Thasów.Kelsie wiedziała jednak, jak gdyby oznajmiono to głośno, iż uderzenie wrogów załamało się i droga do ucieczki stała przed nimi otworem – przynajmniej na razie.W to, że Rhain czy też ci, którzy zapewne nim powodowali, dali im spokój – nie wierzyła.Ponad wszystko pragnęła odetchnąć świeżym powietrzem, znaleźć się na powierzchni, na otwartej przestrzeni zalanej światłem dnia albo księżyca, nie mieć więcej nic wspólnego z takimi pieczarami.Z chwilą zniknięcia Rhaina Kelsie nieoczekiwanie osłabła.Potykała się, unosząc stopy z wysiłkiem.W pewnym momencie uświadomiła sobie, że ktoś objął ją mocną ręką na wysokości ramion.To Yonan ją podtrzymywał, chociaż musiał nadal wywijać mieczem, by odganiać Rasti.Takim sposobem dotarli razem chwiejnym krokiem aż do miejsca, w którym znajdowało się osypisko z kamieni i ziemi, a przez otwór ponad nimi biły promienie słońca.Blask klejnotu, spoczywającego w rękach Kelsie, przygasł, aż wreszcie znikł.Dziewczyna zawiesiła łańcuch z powrotem na szyi, po czym zaczęła drapać się wszelkimi możliwymi sposobami po ziemnym osypisku, by wydostać się z tego miejsca dziwnych spotkań i pełgającego strachu.Tylko dzięki pomocy Yonana Kelsie wydobyła się z dołu na powierzchnię.Potem oboje przywarli do siebie, bo gdyby tylko zluźnili uścisk, padliby ofiarą własnej słabości.Wreszcie mężczyzna ruszył do przodu, chwiejąc się i ciągnąc ją za sobą wokół dwóch ogromnych głazów narzutowych, naznaczonych szpetnymi plamami pomarańczowożółtych grzybów.Nareszcie byli wolni.Przed nimi pojawiła się kępa zarośli, u której stóp ciekła struga wody tak czystej, iż na jej piaszczystym dnie widać było skupiska kamieni.Kelsie uwolniła się od Yonana, nie będąc już w stanie zrobić ani jednego kroku, i trzykrotnie zanurzyła twarz w wodzie, by zmyć z siebie resztki podziemnego smrodu i pyłu.Spostrzegła, iż Yonan przyklęknął obok niej, jedną ręką niosąc wodę do ust, drugą wspierając się wciąż o leżący między nimi obnażony miecz.Równocześnie doświadczonymi oczami wartownika badał otoczenie.Odświeżona, w większym stopniu panująca nad własnym ciałem, Kelsie obejrzała się.Wejście do podziemnego świata znajdowało się pomiędzy dwoma oddalonymi od siebie głazami narzutowymi.Po raz któryś z kolei wróciła pamięcią do podobnego rumowiska na zboczu szkockiego wzniesienia.Czyżby minęli jakąś inną bramę?– Gdzie jesteśmy? – zapytała półszeptem, bo tylko na to, jak się jej wydawało, mogła zdobyć się w tym momencie.Ujrzała zmarszczkę na czole Yonana.Mężczyzna powstał i obrócił się z wolna wokół własnej osi.Potem uniósł miecz i wskazał coś, co leżało daleko po jej prawej stronie.– To jest Mount Holweg.Znajduje się na północy.Dotarliśmy zapewne dalej, niż docierają konne patrole jeźdźców z Doliny.Ciemne Moce zalegają zawsze na północy i na wschodzie.Kelsie siadła tam, gdzie się znajdowała.Rozmyślała o Yonanie.Nim to ryzykowne przedsięwzięcie się zaczęło, był on tylko jednym z mężczyzn, którzy trzymali straż wokół Doliny.Miał znacznie mniej lat niż Simon Tregarth, no i smuklejszą sylwetkę.Jednak Kelsie nie wątpiła, iż na swój sposób był równie dobrze wyćwiczony w owych orężnych i magicznych zabawach jak tamten.który usunął się z jej świata.Jednak teraz, kiedy miała czas zastanowić się nad jego powiązaniami z owym monstrum, któremu stawili czoło w podziemnych tunelach, chciała znać jego przeszłość.Mógł on ją również upewnić przynajmniej co do jednej rzeczy.że nie przechodzili przez jakąś inną bramę.tam z tyłu, między wywróconymi głazami narzutowymi.– Znał cię.– zaczęła szorstko, zdecydowana dowiedzieć się, jakie znaczenie mogłaby nadać słowom, które ci dwaj między sobą wymienili.Ku jej zdumieniu Yonan potrząsnął głową przecząco.– Znał Tolara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]