[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Courtois, ojciec Karoliny, z przekonania rojalista, darzył skazanych sympatią; miałnadzieję, że pani de Montrevel wyjedna ułaskawienie u pierwszego konsula.Z towarzyszamiJehudy nie obchodził się więc surowo i nie utrudniał im pobytu w więzieniu.Courtois znał też jednak swój fach i obowiązki; toteż pomimo sympatii dla uwięzionych,odmówił przyjęcia sześćdziesięciu tysięcy franków w złocie sumy, która miała olbrzymiąwartość za ułatwienie im ucieczki.Ale wtajemniczony przez Karolinę, ułatwił Amelii, przebranej za wieśniaczkę, wejście dosądu.I tym razem, nie wiedząc jeszcze o odrzuceniu apelacji, dał się ubłagać.Karolina powiedziała mu, że jej pani wyjeżdża w nocy do Paryża, aby przyspieszyćułaskawienie i że chce przed odjazdem pożegnać się z baronem de Sainte-Hermine.Courtois sam zaprowadził Amelię do celi.Karolina poszła za nimi. Panienka poznaje to miejsce odezwał się. Tutaj była panienka uwięziona z matką.Przywódca tych nieszczęśliwych młodych ludzi, baron Karol de Saint-Hermine, prosił mnie ocelę nr l, jak o łaskę.Nie odmówiłem mu, wiem, że on panienkę kocha.Niech się panienkanie obawia: tej tajemnicy nie zdradzę nikomu.Potem rozpytywał mnie, gdzie stało łóżkopanienki.Ma nawet to samo łóżko.Amelia westchnęła.Więc była kochana tak, jak sama kochała, i dowiedziała się o tym z obcych ust.Zwiadomość tego w chwili rozstania była najpiękniejszym brylantem w jej męczeńskiejkoronie.242Doszedłszy do celi nr l, Amelia położyła rękę na ramieniu stróża.Wydawało jej się, że słyszy jakiś śpiew.Ktoś recytował.Nie był to jednak głos Morgana.Deklamowany wiersz miał w sobie coś smutnego jak elegia i coś religijnego jak psalm.Amelia dała znak stróżowi, żeby otworzył drzwi.Ojciec Courtois widać podzielał wzruszenie dziewczyny, bo uchylił je jak najciszej.Valensolle stał oparty o mur i trzymał jeszcze w ręku książkę, z której przed chwilą czytał.Jayat siedział przy stole, trzymając głowę w rękach, Ribier tuż przy nim.Sainte-Hermineleżał na łóżku z oczyma zamkniętymi, jakby spał.Na widok Amelii, Jayat i Ribier powstali.Morgan pozostał bez ruchu; nic nie słyszał.Amelia podeszła wprost do niego i, jak gdyby uczucia, które miała dla swego kochankauświęcone były zbliżającą się śmiercią, pocałowała go, nie zważając na obecność trzechprzyjaciół. Zbudz się, Karolu! Twoja Amelia dotrzymała słowa.Morgan wydał krzyk radości i objął rękoma głowę dziewczyny. Panie Courtois rzekł Montbar jesteś dzielnym człowiekiem.Pozostaw tych dwojenieszczęsnych razem.Byłoby profanacją z naszej strony, zakłócać te kilka chwil, przez którebędą razem.Ojciec Courtois, nic nie mówiąc, otworzył drzwi sąsiedniej celi i wprowadził do niejValensolle'a, Jayata i Ribiera.Poten dał znak Karolinie, aby wyszła i kochankowie zostalisami.Po godzinie Courtois wrócił.Młodzi ludzie usłyszeli, jak obraca klucz w zamku.Bylismutni lecz spokojni.Dozorca wyglądał na jeszcze bardziej ponurego i zakłopotanego.Amelia i Morganpodziękowali mu uśmiechem.Podszedł do drugiej celi i otworzył drzwi mrucząc: Niech razem spędzą tę ostatnią noc.Valensolle, Jayat i Ribier powrócili.Wszyscy trzej ucałowali dłoń Amelii, po czymMorgan podprowadził ją do drzwi. Do widzenia! rzekł. Do widzenia! odpowiedziała Amelia.Pożegnali się długim pocałunkiem.Drzwi zamknęły się za Amelią; zadzwoniły łańcuchy, zazgrzytał klucz. No i cóż? zapytali naraz Valensolle, Jayat i Ribier. Są odpowiedział Morgan, wyjmując na stół zawartość worka.Młodzieńcy krzyknęli z radości, widząc pistolety i sztylety.Tymczasem dozorcaodprowadził Amelię do drzwi, wychodzących na ulicę. Panno de Montrevel odezwał się przepraszam, że muszę sprawić ból, aleniepotrzebnie jedzie pani do Paryża. Czy dlatego, że odrzucono apelację i że wyrok wykonany będzie jutro?Dozorca, zdziwiony, cofnął się o krok. Wiedziałam o tym rzekła Amelia.A zwracając się do służącej: Odprowadz mnie do najbliższego kościoła; przyjdziesz po mnie jutro, gdy będzie już powszystkim.Najbliższy kościół był niedaleko; był to kościół Zwiętej Klary.Przed trzema miesiącami, na rozkaz pierwszego konsula, został ponownie otwarty.Pora była jednak pózna, drzwi zamknięte i Karolina poszła poszukać zakrystiana.243Amelia czekała.W pewnej chwili przeszło obok niej trzech ludzi, ubranych na czarno,prowadzących wózek pomalowany na czerwono.Wózek wypełniony był deskami.Na wierzchu leżała drabina, także pomalowana naczerwono.Szli w kierunku placu egzekucji.Amelia padła na kolana i krzyknęła.Jeden z ludzi, ubranych na czarno, zbliżył się do niej. Nie podchodz! zawołała.Człowiek pokornie powrócił do wózka.Poszli dalej, znikając za rogiem ulicy Więziennej.Karolina z zakrystianem zastali Amelię na klęczkach.Zakrystian otworzył drzwi kościoła i zapalił świecę w jednej z kaplic.Amelia uklękła przed ołtarzem, prosząc, aby ją zostawiono samą.Około trzeciej nad ranem słońce oświetliło okna kaplicy.Miasto powoli się budziło.Ruch był większy niż zwykle.Ludzie od wczesnych godzinrannych gromadzili się wokół więzienia.Amelia usłyszała łomot spowodowany przejazdem oddziału konnego.Niebawem hałas stałsię jeszcze większy.Za oddziałem biegł tłum.Gdy o dziewiątej ojciec Courtois wszedł do celi, aby oznajmić skazanym o odrzuceniuapelacji i, mającym nastąpić wykonaniu wyroku, zastał ich uzbrojonych od stóp do głów.Więzniowie niespodziewanie wciągnęli dozorcę do środka i zatrzasnęli drzwi.Wyrwawszymu pęk kluczy, zamknęli go w swojej celi, sami zaś przeszli do sąsiedniej, w którejValensolle, Jayat i Ribier przebywali podczas pożegnania Amelii z Morganem.Otworzyli drugie drzwi, wychodzące na więzienne podwórze.Stamtąd, po otwarciu trzechwrot, przedostali się do korytarza, prowadzącego do izby stróża.Z izby, po przejściu piętnastustopni, wyszli na dziedziniec otoczony kratą, którą zazwyczaj zamykano tylko na noc.Młodzi ludzie mieli nadzieję tędy uciec.Tym razem jednak krata była zamknięta.Przed nią stało osiemdziesięciu żandarmów idragonów.Na widok wolnych i uzbrojonych więzniów, rozległ się okrzyk zdziwienia i lęku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]