[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedynym środkiem ostrożności, jaki chciał przed-sięwziąć było to, że wrócił do miasta przez Montmartre, choć najbliżej miał Bramę św.Dio-nizego.Zaledwie ochłonął po swej przygodzie, pośpieszył do Stefana Doleta. Czekałem na twe przyjście, Manfredzie rzekł z powagą Dolet, widząc młodzieńcawchodzącego do jego domu. Co z dziewczyną? zapytał Manfred z niepokojem. Nie ma jej! Wróciła do domu? Nie, odeszła z królem.Manfred pokiwał głową i powtórzył bezmyślnie: Aha! Odeszła z królem.to doskonale.Usiadł w fotelu, bardzo blady, i wybuchnął śmiechem. Czy wiecie, gdzie spędziłem noc? Stawiam tysiąc przeciw jednemu, że nie zgadniecie!Dolet, który bardzo zatroskany spacerował po pokoju, spojrzał badawczo na młodzieńca.W końcu podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu. Drogi przyjacielu powiedział ciepło. Mój drogi Manfredzie, dlaczego nie pytaszmnie, co tu się stało? Dlaczego udajesz obojętność, choć serce twoje nie jest spokojne? Czynie uważasz mnie już za swego przyjaciela?Manfred porwał uczonego za rękę: Do licha! Cóż znowu?! Zawdzięczam ci wszystko, mistrzu! Uczyłeś mnie, otworzyłeśprzede mną cały świat.Wszczepiłeś we mnie zainteresowanie człowiekiem i tym, co go ota-cza.Błądziłem w ciemnościach, zanim ciebie poznałem.Co zaś do tej dziewczyny.Niewiem nawet, jak ma na imię (skłamał), ujrzałem ją dzisiejszej nocy po raz pierwszy (znowuskłamał).To bardzo prosta historia.Zobaczyłem kobietę napastowaną przez nędznego łotra,więc natarłem na niego.Przypadkiem okazał się on królem Francji, Odebrałem mu dziewczy-nę.Pan uczyniłby to samo! Przywiodłem ją do ciebie, litując się nad jej młodością, oddałempanu pod opiekę.Odeszła? Ano, miała prawo postąpić, jak jej się spodobało , mówiąc sło-wami króla jegomości.Zdarzenie bardzo proste! Ufam panu, panie Dolet! Nie z myślą uchy-bienia panu zacząłem wypytywać o szczegóły, bo wiem, że gdyby tylko chciała zostać, bro-niłbyś ją przed całym zastępem żołnierzy.Jeśli odeszła, świadczy to, że chciała odejść.Ode-szła z królem.Wszystko w porządku! Zmieńmy więc, proszę, temat, drogi przyjacielu. Niech i tak będzie! Nie mówmy o tym na razie odparł Dolet, którego powściąganewzruszenie Manfreda zdziwiło i przestraszyło. Jest jednak coś, o czym powinieneś się do-wiedzieć: król wdarł się tu przemocą.Sprzeciwiłem się jego woli, więc kazał mnie areszto-wać.Ta dziewczyna przystała na udanie się do Luwru, aby mnie uchronić przed Bastylią. Wzruszająca ofiarność niewinnej duszyczki! Drogi przyjacielu, przebacz mi.Drżę namyśl, że w obronie zupełnie nieznajomej ci kobiety ryzykowałeś swą wolność.Ach, mistrzuDolet, nie mogę sobie tego wybaczyć! Zciągnąłem na ciebie gniew Franciszka.Czuję, że wy-59nikną z tego straszne kłopoty, i to wszystko przez dziewczynę, która marzyła tylko o tym, byjej zadano gwałt!Manfred naprawdę wstrząśnięty tą myślą, która zrodziła się dopiero teraz w jego głowie,porwał się z miejsca i zaczął chodzić po pokoju, coraz to bardziej wzburzony. Ale nie ustąpimy! zawołał gwałtownie. Niech no tylko zbiry Franciszka I i Monclaraspróbują tknąć bodaj włos na twojej głowie! Do wszystkich diabłów! Puszczę z dymem całyParyż, zatopię go w morzu krwi! Uspokój się, Manfredzie.Nie przypuszczam, by zaraz miało mi grozić jakieś niebezpie-czeństwo! Co zaś do tej dziewczyny. Dosyć tego, mistrzu! Nienawidzę jej od chwili, gdy się dowiedziałem, jak sprawa sięmiała.l jeszcze bardziej nienawidzę siebie za to, że ją tu przywiodłem.Do widzenia.CzyLanthenay wie o tym, co się stało? Wyszedł przed chwilą, jest niespokojny o ciebie. Biegnę go uspokoić i umówić się z nim o roztoczenie nad twym domem czujnego dozo-ru.Poprawił na głowie beret z czarnym piórem, opuścił dom Doleta i udał się na ulicę Froid-mantel, gdzie mieszkał.Zajmował wspólny lokal wraz z Lanthenayem.%7łyli jak dwaj bracia,dzieląc dolę i niedolę.Mieszkanie ich znajdowało się o kilka kroków od Luwru, w pobliżustarego budynku, który Karol V kazał ongiś wznieść dla lwów.Mieszkanko to było bardzoskromne, znajdowało się w nim zaledwie trochę najniezbędniejszych mebli.Składało się zdwóch ciemnawych pokoików; jeden z nich zajmował Lanthenay, a w drugim sypiał Man-fred. Jesteś! zawołał Lanthenay na widok wchodzącego przyjaciela. We własnej osobie! Wracam z piekła, albo, jak tak wolisz, z jednej z najlepszych oberż,w której spędziłem noc. Tłumacz się jaśniej. Znasz kostnicę przy Montfaucon? A więc tam właśnie pomysłowemu panu de Monclarudało się mnie wtrącić.Lanthenay wzdrygnął się. Człowiek ten ściąga na swą głowę tyle powszechnej nienawiści, że jej wybuch będzie dlaniego straszny rzekł głuchym głosem.W tonie, jakim to wypowiedział, było więcej owej nienawiści niż w słowach; nienawiścitak gwałtownej, że zbudzić by mogła nawet w sercu kamiennego prefekta uczucie lęku.Zczołem ukrytym w dłoniach Lanthenay pogrążył się na chwilę w zadumie. A jak się stamtąd wydostałeś? zapytał. To cała historia! Opowiem ci ją odparł Manfred szperając w schowku, skąd wydostałpasztet, chleb i butelkę wina, po czym z wielkim apetytem zabrał się do jedzenia. No, teraz możemy rozmawiać! rzekł po chwili.Obwieszczam ci, że czeka mnie bardzoważne spotkanie. Pojedynek? Nie. Schadzka z kobietą? Ach, nie mów mi o kobiecie, mój drogi.Fe! A więc. Wyznaczyłem spotkanie królowi Francji.Lanthenay podskoczył.Zdawało mu się, że dostrzega w zachowaniu Manfreda jakąś go-rączkową radość, radość, która nie zapowiadała niczego dobrego. Co to ma znaczyć? To, że wyznaczyłem królowi Francji spotkanie w jego Luwrze, aby mu powiedzieć wobecności całego dworu, że jest nikczemnikiem. Oszalałeś, Manfredzie.60 Dziś idę do Luwru.Pójdziesz ze mną? Jeśli uważasz, że trzeba, aby nas zamordowano dziś wieczór, to pójdę z tobą.Wpierwjednak zastanówmy się.Opowiedz mi przede wszystkim szczegóły twojej przygody.Manfred rozpoczął opowiadanie, urozmaicając je wykrzyknikami i klątwami.Lanthenay słuchał go uważnie, nie przerywając. A więc? zakończył Manfred. Pójdziesz ze mną? Zanotuj sobie, że po raz pierwszy,od kiedy się znamy, zmuszony jestem powtarzać tego rodzaju pytanie. Manfredzie odparł Lanthenay przede wszystkim proszę cię o złożenie dowodu, żewierzysz w moją przyjazń do ciebie. Alboż trzeba na to dowodów? Ufam ci więcej niż sobie samemu.Mów, czego żądasz odemnie. Otóż, proszę cię bardzo, abyś do Luwru udał się dopiero za kilka dni.Powiem ci, kiedymasz to uczynić. To, o co mnie prosisz jest poważniejsze, niż ci się zdaje.ale ponieważ mnie podszedłeś,odwołując się do mojego zaufania, niech się stanie! Zaczekam. Dzięki ci, bracie! wykrzyknął Lanthenay radośnie. Przyrzekam ci, że nie każę na sie-bie długo czekać.Jednakże to nie wszystko.Przysięgnij mi również, że nie ruszysz się stądani krokiem, aż do dnia wyjścia do Luwru. Dobrze, choć przecież zanudzę się.Wszystko mi się sprzykrzyło, nie wiem, co mam zesobą począć? Będę spał.Tak, to najlepszy sposób na. zawahał się, a Lanthenay dokoń-czył: Na troski miłosne. Kto ci to powiedział? zawołał Manfred.Lanthenay uścisnął jego rękę i rzekł: Manfredzie, zle czynisz kryjąc się przede mną z twymi smutkami.Przede mną, który
[ Pobierz całość w formacie PDF ]