[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W tej chwili nikt.Ale jeśli opuścimy stolicę.być może nasz przyjaciel Nira i jegoszlachetnie urodzeni bracia, którzy wspierają nas, hmm, pod przymusem, połączą swe siły idojdą do wniosku, że oni lepiej potrafią bronić interesów imperium, hmm, Korbolo?Wielka pięść zrozumiał w czym rzecz.To była sytuacja patowa.Trzy szakale krążyływokół rannego bhederin.Który odważy się uderzyć pierwszy i narazić się na atak z tyłu?%7ładen z nich nie mógł też jednak odejść, zostawiając tak wspaniały łup pozostałym.Laseen,będąca władczynią tylko z nazwy? On i Mallick, sprawujący faktyczną władzę? Czyszlachetnie urodzeni i posłowie Zgromadzenia, którzy również pragnęli przejąć rządy?Korbola niepokoiła jednak myśl, że zwierz umiera, podczas gdy oni szachują się nawzajem.Być może obmierzłemu Mallickowi było to obojętne.Jego celom martwa zwierzyna posłużyrównie dobrze.Korbolowi jednak nie było wszystko jedno.Miał obowiązek działać, nimMallick dopuści, by sprawy posunęły się za daleko.Wielka pięść skinął głową.Tak jest,odpowiedzialność spadała na niego.Opuścił wzrok.Mallick przyglądał się mu niecierpliwie.-Tak? - Czy to wszystko, wielka pięści? - Tak, Mallick, to wszystko.- Bardzo dobrze.A więc zgadzamy się ze sobą? -Tak.W pełni.- Znakomicie.Mallick pociągnął kolejny łyk wina.Korbolo odwrócił się od widoku jego odrażającego białego ciała.Poprawił koszulę.- Za dużo sobie pozwalasz, kapłanie.Zbyt często już obiecywałeś' mi wszystko, ale wrezultacie nie dawałeś niczego.Bunt w Siedmiu Miastach.Porażka.Upadek Laseen wMalazie.Porażka.Jeśli tym razem również przegrasz, zapłacisz za to życiem.Czy wyrażamsię jasno? - Tak, Pierwszy Mieczu Imperium.Korbolo rozluznił pięści i odetchnął głęboko.Jak to możliwe, że ten człowiek nawet zjego tytułu potrafił zrobić obelgę?- Jeśli zapragnę znowu z tobą porozmawiać, wezwę cię do siebie, Mallick.Gdy poszedł po płaszcz, dobiegł go jeszcze cichy głos kapłana:- Wedle rozkazu, Mieczu Imperium.Po pewnym czasie Mallick odstawił kielich na marmurowy brzeg basenu.Oryan podszedłbezgłośnie, zabrał naczynie i zatrzymał się na chwilę nad kapłanem.- Słucham, Oryan? -Dlaczego ten człowiek jeszcze żyje, panie?- Zawsze lubiłem mieć pod ręką kogoś, na kogo można zwalić całą winę.Poza tym, odzbroi dostaję pokrzywki.Staruszek uśmiechnął się z szyderczym niesmakiem.- Każdy głupiec potrafi wymachiwać mieczem i wysyłać innych na śmierć.- Tak, Oryan.Wszyscy ci dowódcy wojskowi dowodzą tego raz po raz.A to jest naszgłupiec.Rankiem drugiego tygodnia oblężenia porucznik Rillish stanął przed polerowaną,miedzianą tarczą, próbując ogolić się na sucho.Ręka drżała mu paskudnie.To było już trzeciepodejicie.Powtarzał sobie, że to dlatego, że dowodził przez całą noc.Przynajmniej miał nadzieję, żetak jest.Ktoś zapukał do drzwi, pozwalając mu zaprzestać wysiłków.- Kto idzie? - Sierżant,poruczniku.- Chyba nie znowu przeklęta przez Kaptura południowa palisada, co?- Nie tym razem, poruczniku! - zawołał zza drzwi sierżant %7łyłka.- Dali już sobie z tymspokój.Zrozumieli, że to na nic.- O co w takim razie chodzi?- O starszyznę, poruczniku.Wysłali kolejną delegację.Chcą zamienić słówko.Znowu? Czy nie powiedział im już tego jasno? Rillish usiadł na stołku i pomasował udow miejscu, gdzie wbił się w nie grot włóczni.- Dobra, sierżancie.Wpuść ich.Drzwi się otworzyły i do środka wlazło pięcioro starych Wickan.Rillish znał imionadwóch mężczyzn: hetmana Ude-pa i otaczanego wielkim szacunkiem szamana, CzystejWody.Uderzyło go, że wyglądają na bardzo zmęczonych.Garbili się i patrzyli pod nogi.Spodnie z tkaniny mieli wystrzępione, a te z cienkiej skóry porozrywane.Nawet amulety ibransolety z kutej miedzi wyglądały na tanie i zaśniedziałe.To mieli być straszliwiwojownicy, których imperium nie potrafiło poskromić? Ale z drugiej strony Wickanin bezkonia wyglądał żałośnie w każdej sytuacji, a co dopiero w tak ciężkiej.- Wybacz, dowódco - rzekł Udep.- Chcemy znowu z tobą pomówić.-Tak, hetmanie.Zawsze witam cię z przyjemnością.I ciebie też, szamanie.Kudłaty, siwowłosy mag skinął krótko głową.Padał ze zmęczenia.Ręce mu drżały, atwarz miał bladą i bezkrwistą.Jego zapadnięte oczy wypełniała udręka.Czyżby włożyłwszystkie siły w rzucanie klątw na oblegających? Jeśli tak, Rillish nic o tym nie słyszał.Będzie musiał zapytać %7łyłkę.- Po raz kolejny prosimy, by pozwolono nam godnie bronić tego, co należy do nas.- Już o tym rozmawialiśmy, hetmanie.Tego fortu będą bronić malazańscy żołnierze.Wickanin zacisnął naznaczone bliznami dłonie na pasie, jak na szyi wroga, potem jerozluznił.- Czego pragniesz, Malazańczyku? Czy musimy cię błagać? - Błagać?Trzy towarzyszące Udepowi staruchy warknęły jednocześnie po wickańsku.Hetmanskrzywił się i zaczerpnął głęboko tchu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]