[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na szczęście nity nie puściły i żadnepomieszczenie nie uległo rozhermetyzowaniu.Rampa także funkcjonowała bez zarzutu,chociaż przy opuszczaniu pokładu statku trzeba było pamiętać o tym, by nie potknąć sięo niewielkie wybrzuszenie.Najważniejsze było jednak ochronne pole.Lando przemieściłmikrobiegun o centymetr w prawo.Zaczekał, aż Vuffi Raa potwierdzi, że emiter znalazłsię we właściwym miejscu, a pózniej przynitował go do płyty poszycia.Nie rozumiał,dlaczego już dawno nie uczynili tego poprzedni właściciele Sokoła.Nie mogli przecieżnarzekać na brak części.Mieli ich pod dostatkiem w pokładowych magazynach.Możliwe,że po prostu im się nie chciało.Lando wiedział, że kiedy skończy pracę, skuteczna gęstośćsiłowego pola wzrośnie dwukrotnie, podobnie jak ilość mocy, pobieranej z siłowni przezgeneratory.Może więc właśnie tu należało szukać odpowiedzi na to pytanie?Lando pocił się, zamknięty we wnętrzu próżniowego skafandra.Stopniowo odczuwałcoraz większy głód.Co gorsza, przebywanie w bardzo ciasnej zamkniętej przestrzeni,jaka utworzyła się między spodem kadłuba a ścianą rozpadliny asteroidy, zaczynałoprzyprawiać go o klaustrofobię.No cóż, nie mógł winić za to nikogo oprócz siebie.Wciskając statek w wąską szczelinę, ściął sześć czy siedem anten i czujników, któremogły funkcjonować jedynie wystając nad powierzchnię kadłuba.Podejmując decyzję o lądowaniu, uwzględniał fakt, że i tak wszystkie te urządzenia niedziałały z powodu szalejącego Ogniowichru.Pod uwagę brał także i to, że ścigało godwadzieścia kilka nieprzyjacielskich myśliwców, których piloci chyba sprzysięgli się, by67@ Lando Calrissian i Ogniowicher Oseonarozerwać Sokoła na strzępy.Powoli zaczął wycofywać się z ciasnego miejsca.- Przekonajmy się, jak wyglądają te wrażliwe miejsca w górnej części kadłuba powiedziałdo mikrofonu komunikatora.- Wcześniej jednak wrócę na pokład, by odpocząć.Obawiamsię, że jestem trochę zmęczony.Kiedy mały android odpowiedział, w jego głosie dało się wyczuć nutę współczucia.- Mistrzu, gdyby to było możliwe, z przyjemnością znalazłbym się tam zamiast ciebie.Ja.- Vuffi Raa, chociaż raz siedz cicho i pozwól, żeby ktoś inny odwalił całą czarną robotę.Jeżeli wyjdziesz na zewnątrz, to piekielne słońce znów zacznie smażyć twoje obwodymózgowe.Nie grozi ci to, dopóki pozostajesz w sterowni.Na szczęście jesteśmy chronieniprzez asteroidę, ale nie całkowicie.Jeżeli chodzi o ciebie, powinieneś mieć dodatkowąosłonę, a tę zapewnia ci kadłub statku.- To prawda, mistrzu.Mamy szczęście, że ta szczelina biegnie prostopadle do kierunkurozprzestrzeniania się Ogniowichru.Gdyby znalazła się pod chociaż trochę innym kątem,mogłaby stać się czymś w rodzaju dyszy albo falowodu, skupiającego energię.- Tak, tak - przerwał mu Lando, który nie mógł powstrzymać się od wzdrygnięcia.-Mówisz, jakbym tego nie wiedział.Musiał przyznać, że kiedy wlatywał Sokołem Milenium w głąb rozpadliny, nawet o tymnie pomyślał.Po prostu starał się znalezć jak najdalej od ścigających go myśliwców.Leciał i strzelał, ale czynił to niemal instynktownie.Nawet teraz, gdy zastanawiał się nadtym, co zrobił, czuł wyraznie, że po plecach przechodzą mu ciarki.- No dobrze, właśnie się wygrzebałem - powiedział po chwili.- Możesz zaczynać kręcićkołem zamka śluzy.Odpocznę pięć minut, a potem znów wyjdę, żeby sprawdzić, cosłychać na górze kadłuba.Lando pomyślał, że czeka go niełatwe zadanie.Pocieszał się jednak, że kiedy skończy,cały statek i powierzeni jego pieczy pasażerowie - a także on sam będą o wiele lepiejchronieni przed skutkami Ogniowichru niż do tej pory.I to bez ukrywania się we wnętrzuskalnej bryły i lecenia tam, dokąd zechce się skierować.- Sabak! - krzyknął radośnie Vuffi Raa, pokazując karty przerażonemu i zdezorientowanemuptakowi. Widzisz, w tym przypadku obowiązuje szczególna reguła.Ilekroć będzieszmiał Idiotę - już wiesz, że liczy się za zero punktów - a oprócz niego jakąkolwiek dwójkęi jakąkolwiek trójkę, automatycznie uzyskasz dwadzieścia trzy punkty.Nie kryjąc rezygnacji, Waywa Fybot rzucił na blat stolika kilka żetonów kredytowych.- Przecież to śmieszne - odparł nie mniej śmiesznym tonem.- To bez sensu.Dwójka itrójka dają w sumie pięć punktów, a nie dwadzieścia trzy.Tym bardziej że dodaje się donich zero.- I właśnie dlatego taką kombinację kart nazywa się idiotycznym układem - wtrącił sięLando.Pomyślał, że jeżeli wszystko będzie się dalej toczyć tak, jak do tej pory, sam będziepilotował statek i pozwoli, żeby Vuffi Raa zajął się grą w sabaka.Otworzył jedną klapkęw swojej tacy i ugryzł ostatni kęs czegoś, co stanowiło jej zawartość, a potem wsunąłopróżniony pojemnik do otworu urządzenia zajmującego się przerabianiem odpadków.- Dlaczego nie zagrasz z nimi, Bassi? - zapytał, zwracając się do młodej policjantki.- Grastaje się o wiele ciekawsza, jeżeli uczestniczą w niej trzy osoby.- Nie zagram w to już nigdy - odparła kobieta, ponuro kręcąc głową.- Do końca życiamam dość grania w sabaka.Uprzejmie dziękuję-- Mistrzu, czy byłoby z mojej strony czymś aroganckim, gdybym powiedział, że pilotowaniestatku tego ranka szło ci całkiem sprawnie?- Tylko wówczas, jeżeli nie przestaniesz nazywać mnie mistrzem.68@ Lando Calrissian i Ogniowicher OseonaLando nie mógł być bardziej zachwycony tą skromną pochwałą swoich umiejętności.Pamiętał, że kiedy Vuffi Raa wziął go w swoje ręce a raczej macki - był fatalnympilotem.Teraz zaś, przynajmniej od czasu do czasu, odnosił wrażenie, że pilotowanie Sokoła stało się jego drugą naturą.Mały android był śmiertelnie przerażony, kiedyuświadomił sobie, jak zachowywał się, poddany działaniu nawałnicy niebezpiecznychcząstek.Prawdę mówiąc, trochę wstydził się tych chwil nieodpowiedzialnego zachowania.Lando uspokoił go jednak, tłumacząc, że nawet diament, poddany działaniu dużych siłprzyłożonych pod odpowiednim kątem, pęka i rozpryskuje się na kawałki.Lando przytwierdził następny mikrobiegun, tym razem na wierzchołku kadłuba Sokoła ,a pózniej przewędrował w inne miejsce.Nic dziwnego, że statek był taki wrażliwy -pomyślał ponuro.Kadłub miał co najmniej kilkanaście miejsc, gdzie ochronne pola niezachodziły na siebie w odpowiedni sposób.Pomagając sobie palcami lewej ręki, ostrożnie wyjął prawą dłoń z opancerzonej rękawicykosmicznego skafandra, a pózniej wyciągnął ją z rękawa.Przecisnął palce pod nasadąhełmu i otarł kroplę potu, która zaczynała zbierać się na czubku nosa.Pomyślał, że potylu wiekach używania przez ludzi takich strojów, można byłoby się spodziewać, iż ktośwymyśli.Nagle na powierzchni, umieszczonej tuż pod jego brodą, zapaliło się czerwone światełko.Cóż, u licha, mogło oznaczać? Na wielkie Obrzeża! Termiczne przeciążenie! Groziło mu, żeugotuje się jak jajko! Lando rzucił okiem na lewy rękaw, gdzie usytuowano miniaturowątablicę, umożliwiającą zapoznanie się ze wskazaniami czujników.Wyglądało na to, że niestało się nic złego.O co w tym wszystkim mogło chodzić? Włączył nadajnik osobistegokomunikatora.- Vuffi Raa, lepiej zacznij obracać kołem śluzy.Muszę wyskoczyć z tego skafandra.Dziejesię coś.Nie uzyskał odpowiedzi.- Vuffi Raa, słyszysz mnie? Nadal cisza.Ponownie zerknął na wskazania czujników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]