[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To nie.to nie była uczciwa walka.- I o to nam obu chodziło, tyle że to ja wygrałem, a raczej moja nieuczciwość.Uważasz, że byłoby znacznie uczciwiej, gdyby naszpikował mnie ołowiem?- Ale.czy on umie pływać?- A skąd, u diabła, mam to wiedzieć?Gdy ujechali z kilometr w kompletnej ciszy, Bowman przyjrzał się podejrzliwie Cecile.Była blada jak płótno, ręce jej drżały, a kiedy się odezwała, jej głos był zadziwiająco słaby; ocenił, że to skutki szoku, który przeżyła.- Kim ty jesteś? - spytała.- Nieważne.- Ja.uratowałam ci dziś życie.- No cóż, dziękuję.Ale powinnaś użyć tego pistoletu we właściwym celu, czyli albo go zastrzelić, albo zmusić, by się nie ruszał.Nastąpiła dłuższa chwila ciszy, zakończona czymś w rodzaju chlipnięcia i jęku:- Nigdy z niczego nie strzelałam.Pojęcia nie mam, jak to się robi.- Rozumiem i przepraszam.Przepraszam za wszystko, Cecile, a najbardziej za to, że wciągnąłem cię w tę sprawę.Cholera, powinienem wiedzieć, że to się tak skończy!- Dlaczego się bezsensownie obwiniasz? - pociągnęła nosem.Musiałeś się w nocy gdzieś ukryć, a mój pokój.Przerwała, spojrzała na niego uważnie i spróbowała zapalić papierosa.Ręce jednak tak jej się trzęsły, że Bowman zrobił to za nią.Gdy dotarli do hotelu, dłonie Cecile nadal jeszcze drżały.Rozdział szóstyBowman zaparkował przed wejściem do hotelu.Jakie§ pięć metrów dalej przy stoliku na patio siedziała samotnie Lila.Na pierwszy rzut oka trudno było okre§lić, czy była bardziej zła czy zmartwiona - z pewno§cią jednak nie była szczęśliwa.- Chłopak ją rzucił - stwierdził Bowman.- Spotkajmy się za kwadrans w alejce przy tylnym wyj§ciu z hotelu.Staraj się nie rzucać w oczy i czekaj na niebieskiego citroena.Najbezpieczniej będzie teraz w hotelu.Postaraj się nie przebywać na patio.- Mogę z nią porozmawiać? - spytała Cecile, nie komentując poleceń.- Naturalnie, ale wewnątrz.- Ale jeśli nas zobaczą razem.- To bez znaczenia.Chcesz jej opowiedzieć, jaki jestem paskudny? - Nie - uśmiechnęła się niepewnie.- Aha! Więc zamierzasz poinformować ją o naszych zaręczynach? - Też nie - uśmiech stał się bardziej wyraźny.- Mogłabyś się na coś zdecydować.Niespodziewanie położyła mu dłoń na ramieniu i oznajmiła: - Myślę, że w gruncie rzeczy jesteś miły i łagodny.- Wątpię, czy ten facet w Rodanie podzieliłby twoją opinię - stwierdził sucho.Uśmiech zniknął.Cecile wysiadła bez słowa i ze zmarszczonym czołem obserwowała odjeżdżający samochód.Gdy zniknął, weszła na patio, spojrzała na przyjaciółkę i skinęła głową w stronę wnętrza hotelu.Poszły tam razem, prowadząc ożywioną rozmowę.- Jesteś pewna? - spytała Cecile.- Charles rozpoznał Bowmana? Lila skinęła głową.- Jak?- Nie mam pojęcia.Ale on jest strasznie bystrym obserwatorem.- I kim§ więcej niż słynnym znawcą cygańskiego folkloru i producentem win?- Tak sądzę.- Nie ufa Bowmanowi?- To raczej łagodnie powiedziane.- No to mamy pata.Chyba tak to się nazywa w szachach.Wiesz, co Bowman myśli o nim, i obawiam się, że się z nim zgadzam.Załatwił dzisiaj następnego oprycha.' - Co zrobił?!- Wrzucił go do Rodanu.Sama widziałam.Powiedział, że.- To dlatego wyglądałaś jak duch, gdy cię zobaczyłam.- Czuję się nie najlepiej.Powiedział, że już zabił dwóch i ja mu wierzę.Sama widziałam, jak rozprawiał się z tymi bandytami.Nie jest z nimi w zmowie.Różne rzeczy się robi, by zyskać wiarygodność, ale udawanie trupa to byłaby przesada.- To wszystko stanowczo mi się nie podoba - przyznała Lila.- Nie mogę połapać się, o co tu chodzi i nie wiem, jak postępować.No i co ' mamy teraz robić?- Wiem tyle co i ty.Robić to co nam kazano, to chyba najrozsądniejsze, prawda?- Chyba masz rację - Lila westchnęła ciężko i na jej twarzy znów pojawiło się przygnębienie.Cecile spojrzała na nią podejrzliwie.- Gdzie Charles? - spytała.- Odjechał z tą swoją szoferową, jak ją czasami nazywa - odparła ponuro Lila.- Kazał mi tu czekać.- Lila! - w głosie Cecile brzmiało oskarżenie.- To niemożliwe, żeby§.- A dlaczego nie? Co złego jest w Charlesie?- Nic - Cecile szybko się wycofała.- Zupełnie nic.Dobra, muszę lecieć.Za dwie minuty mamy się spotkać, a pan Bowman bardzo nie lubi czekać.- Kiedy sobie pomyślę o tej panience w liberii.- Wygląda na uroczą i całkowicie niegroźną - przerwała jej Cecile.- Też tak sądziłam.Ale to było godzinę temu!Wielki książę nie był jednak z panienką w liberii.Nie był nawet w jej pobliżu.Na placu, na którym parkowały cygańskie wozy, niebyło śladu ani Carity, ani rolls-royce'a, a z pewnością trudno byłoby ich nie zauważyć.Natomiast de Croytor był obecny i jak zwykle rzucał się w oczy.Stał z notesem w ręku niedaleko zielono-białego wozu, pogrążony w dyskusji z Simonem Searlem.W pobliżu znajdował się Czerda, ale nie brał bezpośredniego udziału w rozmowie.Searl, sądząc z ledwo dostrzegalnych oznak uczuć na jego ascetycznej twarzy, nie był nią zachwycony.- Jestem ojcu niezmiernie zobowiązany.Niezmiernie - de Croytor był u szczytu swej książęcej łaskawości.- Trudno mi opisać wrażenie , jakie wywarło na mnie nabożeństwo odprawione dziś rano.Kazanie, które ojciec wygłosił, było wzruszające.Mogę powiedzieć, że rozszerzyłem swoją wiedzę.Ale, ale.czyżby coś było nie w porządku z ojca nogą?- Lekkie nadwerężenie, nic więcej.Nadwerężenie było widać przede wszystkim na twarzy i słychać w głosie Searla - nadwerężenie cierpliwości.- Należy zwracać uwagę na najlżejsze nawet kontuzje.Mogą z nich wyniknąć całkiem poważne komplikacje.Tak, w rzeczy samej, bardzo poważne.- De Croytor wyjął z oka monokl i przyjrzał się uważnie rozmówcy.- Czy ja ojca już gdzieś nie widziałem.poza opactwem naturalnie.Tak, oczywiście! Koło hotelu dziś w południe.Dziwne, ale nie przypominam sobie, żeby ojciec wtedy kulał.No tak, z drugiej strony moje oczy nie są już takie jak dawniej.Serdeczne dzięki i proszę uważać na nogę.Doradzałbym nadzwyczajną ostrożność.Dla pańskiego dobra.Książę założył monokl, notes schował do wewnętrznej kieszeni i oddalił się majestatycznie.Czerda spojrzał na Searla.Twarz Cygana, częściowo zakryta bandażem, nie wyrażała żadnych uczuć.Searl nerwowo oblizał wyschnięte wargi, obrócił się bez słowa i odszedł.Człowiek w niebieskim citroenie, zaparkowanym w pobliżu hotelu, nawet uważnemu obserwatorowi nie przypominał Bowmana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]