[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie spalibyśmy i moglibyśmy zobaczyć, jak to się stanie.Roześmiała się głośno.Dodała:- Nigdy bym ci nie pozwoliła tak zwyczajnie mnie wziąć.Mój Boże, dziewczęta całymi latami myślą o tej chwili.Wtedy Sawicz wszystko zrozumiał.Uniósł się na rękach i zerknął w lustro.W pościeli, goły do pasa, siedział młody Sawicz, student Sawicz, rozczochrany i czerwony jak rak.20Starannie umyty w zimnej wodzie, z wyczyszczonymi do połysku białymi zębami, w pasiastych skarpetkach i świeżej białej koszuli szedł Grubin przez uśpione jeszcze ulice Wielkiego Guslaru, cieszył się rześkością powietrza, lekkością obłoczków nad rzeką, rozgłośnością ptasiego świergotu, skrzypieniem wozów ciągnących na targ i dalekim rykiem syreny statku.Nie wiedział, dokąd i po co idzie.Niósł w sobie tajemnicę i radość, chciał się nimi podzielić z innymi ludźmi, zrobić coś dobrego, aby w ten sposób godnie uczcić początek nowego życia.Zatrzymał się przy zapadlisku.Zajrzał przez ogrodzenie do środka, w ciemność, z której tak niedawno wyłoniło się jego nowe życie, i aż gwizdnął, zdumiony własnym szczęściem.Gdyby Udałow nie poszedł do domu towarowego, gdyby nie lękał się samotnie stawić czoła sprzedawczyniom, siedziałby teraz Grubin w domu i niczego nie podejrzewając dziergałby “Słowo o wieszczym Olegu”.Aż go zatrzęsło z obrzydzenia na myśl, że istnieją ludzie, którzy okradają siebie i ludzkość w tak idiotyczny sposób.Żałował przez chwilę, że razem z ziarnkiem ryżu nie wyrzucił mikroskopu, ale potem zawstydził się tego pomysłu - mikroskop jeszcze się może przydać do pracy, do prawdziwej pracy.Okno na pierwszym piętrze było otwarte na oścież, a na parapecie wśród doniczek z kwiatami siedziała wytworna syjamska kotka i celebrowała poranną toaletę.- Kiciu - powiedział do niej Grubin.- Czy ty przypadkiem nie jesteś zwierzakiem pani Bakszt?Dopiero w tym momencie olśniła go myśl, że cudowna przemiana przydarzyła się nie tylko jemu.Przecież tej samej nocy odmłodniał również jego przyjaciel Udałow (a co z jego żoną?), odmłodniała Helena Siergiejewna i stara pani Bakszt, której przed paroma godzinami pomógł dowlec się do domu.Z tyłu, jak sobie przypomniał, dreptała ciężko stara syjamska kotka.Teraz na parapecie siedzi młoda kocica, ale też syjamska i też z różnobarwnymi oczyma.Jest mało prawdopodobne, aby w Wielkim Guslarze żyły dwie syjamskie kotki z różnobarwnymi oczyma, tym bardziej w jednym domu.- Kiciu - powtórzył Grubin.- A gdzie twoja pani? Kotka nic nie odpowiedziała.Grubin poszukał jakiegoś przedmiotu, którym mógłby przyciągnąć uwagę staruszki, bo okropnie był ciekaw, co się jej przydarzyło w nocy, ile lat udało się jej zrzucić.A nuż nie podziałało? Zrobiło mu się szczerze żal babci stojącej nad grobem.Podszedł do tablicy z wczorajszą gazetą, oderwał pół strony, zmiął w twardą bryłkę i z rozmachem rzucił w otwarte okno.Przerażona kotka zeskoczyła z parapetu potrącając doniczkę z nasturcją.Doniczka spadła do wnętrza i narobiła hałasu.- Ach! - wykrzyknął ktoś w pokoju.Grubin zmieszał się i chciał uciec.Zrobiłby to, gdyby w oknie nie ukazała się urocza, bajecznie piękna dziewczyna.Długie włosy o barwie kruczego skrzydła spadały jej na ramiona bujnymi falami, oczy były ogromne i promienne, nosek prosty i krótki, usta pełne i skore do uśmiechu.- Ach! - powtórzyła dziewczyna widząc, że z ulicy gapi się na nią z zachwytem kudłaty młodzieniec w białej koszuli.Wstydliwym gestem zgarnęła na piersi stary szlafroczek i nagle perliście się roześmiała, nie lękając się obudzić całej ulicy.- Głuptasie! - wykrzyknęła przez śmiech.- Ta doniczka stała tu od stu lat, ale wcale mi jej nie żal.Przecież pan jest Grubinem, który wczoraj odprowadzał mnie do domu.Proszę do mnie.Napijemy się dobrej herbaty.- Pędzę - powiedział Grubin, stanął na rękach i na rękach pomaszerował przez ulicę ku drzwiom domu, bo ręce miał silne i kiedyś zdobył pierwszą klasę w gimnastyce.Milica podejmowała gościa ciasteczkami, konfiturami, przetworami - smakołykami domowymi, babcinymi, niedzisiejszymi.Zapomniała, gdzie co leży, i bardzo ją to śmieszyło.Wieloletnie aromaty saloniku uciekły przez otwarte okno, jakby na to tylko czekały.W pokoju było słonecznie i chłodno.- Najpierw wyrzucę wszystkie te rupiecie - mówiła Milica.- Pomoże mi pan, Aleksandrze Jewdokimowiczu? Już dawno zamierzałam to zrobić, ale kiedy jest się tak starą i słabą, trzeba pogodzić się z rzeczami.Starzały się wraz z człowiekiem i wraz z człowiekiem umrą.Teraz wszystko będzie inaczej.Jestem niewdzięczna, prawda?- Dlaczego? - zdziwił się Grubin.- Ja w ogóle nie miałem rzeczy.A czy to prawda, że Stiepan Razin omal pani nie wrzucił do rzeki?- Nie pamiętam.Wiem o tym tylko z opowiadań Miłego Przyjaciela.Wydaje mi się jednak, że by tego nie zrobił.- Z pewnością nie chciał - powiedział Grubin, skrępowany, że on, tak nieporządnie ubrany i rozczochrany, znajduje się w jednym pokoju z piękną dziewczyną.- Kozacy go zmuszali.- Byli zazdrośni - przytaknęła Milica, która biegając po pokoju nie zapominała zerkać w lustro.Bardzo się sobie podobała.Grubin zdrapał paznokciem zastarzałą plamę ze spodni, upił łyk herbaty ze staroświeckiej filiżanki i zagryzł piernikiem.Jeść również się krępował, chociaż był potwornie głodny, Milica nie mogła usiedzieć przy stole.Podrywała się, poprawiała coś w pokoju, zestawiała na podłogę doniczki z kwiatkami.Wreszcie otworzyła komodę i wyrzuciła na podłogę suknie, robrony, salopy, palta, peleryny i chusty - na chwilę w pokoju zrobiło się duszno od naftalinowego czadu, który jednak szybko ulotnił się przez otwarte okno.- To trzeba wyrzucić, to też trzeba wyrzucić, a z tego można jeszcze coś zrobić.Kiedy otworzą kioski z gazetami, kupi mi pan żurnal?- Naturalnie, mogę pójść choćby zaraz - odparł Grubin.- Ale u nas żurnale mód rzadko bywają.Zdumiewało go, że Milica absolutnie wyzbyła się przeszłości.Jakby nigdy nie była staruszką.On sam czuł ciężar przeżytych lat.Niezbyt silnie, ale jednak czuł.Milica natomiast zachowywała się tak, jakby dopiero wczoraj przyszła na świat.- Podobam się panu? - zapytała.- Słucham? - Grubinowi nikt nigdy takich pytań nie zadawał.- Jestem piękna? Jestem pociągającą kobietą?- Bardzo.- Proszę pić herbatę, jeszcze panu zrobię.Tymczasem pójdę za parawan i przymierzę suknię.Nie ma pan nic przeciwko temu?Grubin nie miał nic przeciwko temu, Był w transie, w zagadkowym słodkim śnie, w którym ludzie piją herbatę z pierniczkami.Zza parawanu wyszła Milica, upuszczając na podłogę różne przedmioty, szeleszcząc suknią i zadając coraz to nowe pytania:- Aleksandrze Jewdokimowiczu, zdarzyło się panu bywać w Moskwie?- Proszę nazywać mnie Saszą - powiedział Grubin.- Bo jakoś mi niezręcznie.- To bardzo miło z pana strony.Szalenie podoba mi się ten nowoczesny styl.A wie pan, że choć byliśmy z Aleksandrem Siergiejewiczem Puszkinem, poetą, bardzo blisko zaprzyjaźnieni, on zawsze zwracał się do mnie - Milico Fiodarowno.Interesujące, prawda? I pan też ma na imię Sasza.Grubin zwymyślał się w duchu za brak dobrego wychowania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]