[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewiele docierało też do mnie informacji z centralnego rządu Charona, jeśli nie liczyć rutynowej korespondencji i instrukcji niezbędnych w mojej pracy.Sytuacja ta bardzo mi odpowiadała.Dlatego byłem bardzo zaskoczony, kiedy pewnego dnia wszedł do mnie jeden z urzędników i poinformował, że przybył właśnie bardzo ważny gość i oczekuje mnie w gabinecie Kokula.– Radzę się pośpieszyć – dodał, wstrząsając się lekko.– Takiego chyba jeszcze nie widziałeś.To wystarczyło, żebym popędził tam bez zwłoki.Już wchodząc do wewnętrznego gabinetu wiedziałem, co mój urzędnik miał na myśli.Zanim jeszcze ujrzałem naszego gościa wyczułem, iż coś jest bardzo ale to bardzo nie w porządku.Nie był to tylko mój stary „szósty zmysł” agenta czy jakiś inny, zwykły w takich wypadkach, niepokój – było to jak najbardziej realne, materialne nieomal uczucie niepokoju, prawie lęku, takie jakie występuje, kiedy masz włożyć rękę w wilgotny i ciemny otwór, nie wiedząc, co się znajduje po jego drugiej stronie.Był wysoki i szczupły, ubrany od stóp do głów w czarną skórę zdobioną srebrnymi i złotymi deseniami.Twarz widoczna spod czarnego kaptura była bardzo szczupła i bardzo groźna.Jednak tym, co mnie najbardziej w nim uderzało, były oczy; wydawało się, że jest w nich coś dziwnego, nie całkiem ludzkiego.Ich źrenice nie były ciemne, ale robiły wrażenie przezroczystych, jak gdyby były oknami prowadzącymi do jakiegoś niezgłębionego, innego wymiaru.Efekt przez nie wywoływany mógłby odebrać odwagę każdemu.Kokul też to wyczuwał i po raz pierwszy, odkąd go poznałem, widziałem, że jest zaniepokojony.Ten mężczyzna nie był na pewno zwykłym człowiekiem.Był Mocą, groźną, potężną mocą nieznanego rodzaju.Zauważyłem, że chociaż dokoła było dość foteli, mężczyzna stał, jakby chciał zanegować i zneutralizować nastrój związany z normalną towarzysko sytuacją.Ja jednakże skinąłem głową Tully’emu i usiadłem.I tak zresztą głową sięgałem temu mężczyźnie jedynie do piersi.Nigdy przedtem, nawet w obecności Darvy, nie czułem się tak mały i tak słaby.– Park, to jest Yatek Morah, z Zamku – powiedział Tully i w głosie jego wyczułem niepewność.Wstałem i wyciągnąłem rękę, ale Morah kompletnie ją zignorował.Usiadłem więc.– Jakieś problemy? – spytałem w najbardziej naturalny sposób, na jaki było mnie stać.– Robię przegląd – odparł mężczyzna głosem zimnym i pozbawionym wszelkiej emocji, przypominającym głos robota z linii produkcyjnej.W ustach żywego człowieka był on irytujący, szczególnie na tej planecie, gdzie w ogóle nie mogło być robotów.Są pewne problemy związane z bezpieczeństwem terenów przybrzeżnych.Zdarzały się wypadki pirackich uprowadzeń statków na pełnym morzu.Znikały szybowniki z bardzo ważnym, powiedziałbym żywotnie ważnym, ładunkiem.Niebezpieczeństwo zagroziło też kilkakrotnie bardzo ważnym osobom.Moim zadaniem, jako Szefa Ochrony, jest skończyć z taką sytuacją.Patrzyłem na Tully’ego w autentycznym zdumieniu.– Pierwszy raz słyszę o czymś podobnym.– Ja, co prawda, słyszałem pewne pogłoski – odezwał się czarc.– Nie dotyczyły one jednak tych okolic.– Właśnie dlatego tu jestem – powiedział Marah.– W ciągu ostatnich trzech tygodni zaatakowano bezpośrednio lub pośrednio, sześćdziesiąt – osad, położonych na południu i wschodzie wybrzeża.Zanotowano również ponad dwa tuziny incydentów w głębi lądu.Każda praktycznie społeczność na terenie o powierzchni przekraczającej dwa tysiące kilometrów kwadratowych została w jakiś sposób tym dotknięta.Każda, z wyjątkiem Bourget.Przesyłki, zapisy i co tylko, zostały zniszczone lub uszkodzone wszędzie, z wyjątkiem materiałów wysyłanych do i z obrośniętego tłuszczem, bogatego Bourget.Interesujący zbieg okoliczności, nieprawdaż?– Przyznaję, że nie wygląda to na przypadek odparłem.– Ale nie mam najmniejszego pojęcia, kto mógłby to zrobić i gdzie mógłby ten ktoś być.Jestem tu już od.od pięciu miesięcy i muszę powiedzieć, że nigdy przedtem nie spotkałem bardziej prostolinijnej i bardziej otwartej kultury od tej miejscowej.– Kultury, która odmawia uznania Królowej i która ma największą na planecie liczbę czcicieli Niszczyciela – warknął Morah.– Kultury posiadającej środki, by wzniecić rebelię na dużą skalę.– Tyle że jedyną rzeczą, jakiej pragną Unityci to pozostawienie ich w spokoju – zauważył Kokul.Z ich punktu widzenia znajdują się oni jakby na innej planecie i chcieliby, żeby tak już pozostało.– Tak to rzeczywiście wygląda – zgodziłem się z moim przedmówcą.– Nie próbowałeś nawet zdusić tego kultu Niszczyciela – zauważył Szef Urzędu Ochrony.– A cóż ja mogę zrobić? – Kokul wzruszył ramionami.– To przecież zawór bezpieczeństwa w przypadku takiej właśnie kultury, a ci, których schwytałem, byli autentycznymi fanatykami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl