[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiecie, co znaczy słowo miazmat?Zwracała się bezpośrednio do Jackiego.-Eee.to jakieś.wyziewy.-I to jest moja wskazówka dla was.A teraz powinniście ru­szyć w drogę.Słońce wschodzi kilka minut przed szóstą, a już jest po drugiej.Znów wzięła do ręki książkę i zastygła w bezruchu, jakby tworzyła jedną całość z krzesłem, na którym siedziała.I chociaż w tej pozycji wydawała się nieżywa jak posąg, Dex dzięki niej wiedział już, że jego położenie było chyba jeszcze bardziej nie­bezpieczne, niż do tej pory sądził.Niebezpieczeństwo zagrażało nawet wielkiemu okrętowi.Z tą świadomością skierował się ku niemu.19Trevora Jamiesona nagle coś obudziło.Wyciągnął z tego wniosek, że jednak musiał zasnąć.Z niechęcią przewrócił się na drugi bok.Gdyby tylko mógł teraz przespać całą noc! Ale wzdry­gnął się, widząc, że żona siedzi na brzegu łóżka.Spojrzał na fos­foryzujący zegarek.Była druga dwadzieścia dwie.Do licha, mruknął w duchu.Muszę ją nakłonić, żeby się po­łożyła.- Nie mogę spać - jęknęła Veda.Była zdenerwowana, ale Jamieson nie przejął się tym.Czę­sto się tak niepokoiła bez żadnego powodu.Udał, że mocno śpi.-Kochanie.Jamieson lekko się poruszył, ale nie otworzył oczu.-Trevor.- Kochanie, proszę, śpij.~ Otworzył jedno oko.-My ślę o rym, ilu chłopców jest tej nocy poza domem -szep­nęła.Jamieson znów się przewrócił na bok.- Veda, o co ci chodzi? Przeszkadzasz mi spać.- Och, przepraszam.Nie chciałam cię obudzić.W jej głosie nie było jednak najmniejszego śladu skruchy.-Kochanie.Jamieson milczał.- Myślisz, że możemy się dowiedzieć? - spytała.Zamierzał zniechęcić ją do dalszej rozmowy, ale jego umysł też już zaczął pracować pełną parą, badając, co chciała przez to powiedzieć.Zdumiony, że nie znalazł żadnego sensu w jej sło­wach, obudził się do reszty.- Czego chcesz się dowiedzieć? - spytał.- Ilu ich jest.- Kogo?- Chłopców.poza domem.Jamieson, przytłoczony o wiele poważniejszymi obawami, westchnął.- Veda, jutro muszę wcześnie wyjść do pracy.- Do pracy! - wykrzyknęła ze złością.- Nie potrafisz my­śleć o niczym innym.Jesteś całkowicie pozbawiony uczuć!Jamieson milczał, ale to nie skłoniło jej do położenia się.Mówiła coraz głośniej:- Właśnie to jest najgorsze w mężczyznach: stają się abso­lutnie niewrażliwi.,- Jeżeli w ten sposób pytasz, czy się niepokoję, to odpowia­dam ci, że nie.- Kiepsko to wypadło, ale muszę ją uspokoić, powiedział sobie.Usiadł, zapalił lampkę.- Kochanie - podjął -jeżeli mogę Ci w ten sposób sprawić satysfakcję, to powiem, że ci się udało.Już nie śpię.- Najwyższy czas! - krzyknęła.- Powinniśmy zadzwonić.Jeżeli ty nie chcesz, ja to zrobię.Jamieson wstał z łóżka.- Dobrze, ale nie krzycz mi do ucha, gdy będę rozmawiał.Nie życzę sobie, by myślano, że trzymasz mnie pod pantoflem.Zostaniesz tutaj.Poczuł ulgę, gdy się nie sprzeciwiła.Wyszedł z sypialni i za­mknął drzwi.Przy wideofonie podał swoje nazwisko.Czekał dłuż­szą chwilę, a potem pojawił się mężczyzna o poważnym wyrazie twarzy, w mundurze admirała floty kosmicznej.Jamieson znał go z pracy.Admirał znajdował się teraz w swoim gabinecie w Sztabie.Jego twarz wypełniła ekran, gdy pochylił się do wideo-fonu.- Trevorze - powiedział - sytuacja wygląda następująco: pana syn nadal przebywa z dwoma milami, chociaż nie są to już ci sami, co przedtem.Zastosowali bardzo sprytny sposób, by przejść barierę, i w tej chwili, jak przypuszczamy, jakichś stu rulli udają­cych chłopców przedostało się do Stoczni.W ciągu ostatniej pół godziny nikt już nie usiłował tam wejść.Uważamy więc, że zgro­madzili się tam wszyscy rulle z Solar City, którzy zostali zaszczepieni przeciw systemowi zabezpieczeń, jakiego używamy na tym odcinku bariery.Jeszcze nie ruszyli ku jakiemuś konkretnemu miejscu, ale sądzimy, że decydujący moment już się zbliża.- A co z moim synem? - spytał spokojnie Jamieson.- Niewątpliwie mają jakiś plan związany z jego osobą.Pró­bujemy dostarczyć mu broń, ale oczywiście będzie ona miała ograniczony zasięg.Jamieson z rozpaczą zdał sobie sprawę, że nie usłyszał nic, co mogłoby mu dać choćby najmniejszą nadzieję.- Rozumie pan - kontynuował admirał - jak ważne jest dla nas poznanie celu ich misji i dowiedzenie się, jakim sprawom przypisują największe znaczenie, co ma dla nich taką wartość, że podejmują to ogromne ryzyko.Zaczęli akcję, która wymaga od nich wielkiej odwagi, więc musimy pozwolić im doprowadzić ją do końca.Wydaje nam się, że domyślamy się, o co im chodzi, ale musimy uzyskać absolutną pewność.W ostatniej chwili postara­my się uratować pańskiego syna, ale nie możemy nic zagwaran­tować.Jamieson wiedział doskonale, w jaki sposób ci ludzie rozu­mują.Dla nich śmierć Deksa byłaby jedynie godnym pożałowa­nia incydentem.Gazety pisałyby, że „straty okazały się nie­wielkie".Mogłyby nawet kreować chłopca na jednodniowego bohatera.- Będę już kończył - powiedział admirał.- W tej chwili pana syn schodzi pod okręt i muszę całą uwagę poświęcić jemu.Do widzenia.Jamieson wyprostował się i chwilę stał bez mchu, by odzy­skać panowanie nad sobą.Potem wrócił do sypialni.- Wszystko w porządku - oznajmił żonie swobodnym tonem.Nie otrzymał odpowiedzi.Veda spała z głową na jego po­duszce.Pewnie położyła się, by czekać na jego powrót, i natych­miast zasnęła.Wobec wyjątkowej wrażliwości żony sposób, w jaki załatwił sprawę, był z całą pewnością najlepszy.Spała teraz niespokoj­nie, policzki miała mokre od łez.Postanowił podać jej specjalny środek hipnotyczny prosto do krwi za pomocą ciśnieniowej strzy­kawki.Po jakimś czasie całe jej ciało rozluźniło się, wydała głę­bokie westchnienie i jej oddech stał się regularny.Wtedy Jamieson zadzwonił do Kaleba Carsona do domu i za­poznał go z sytuacją.- Niech pan pójdzie po Efraima - polecił na koniec naglą­cym tonem.- Proszę mu powiedzieć, że rodzina go potrzebuje, i przyprowadzić do dowództwa Służb Bezpieczeństwa tak, by nikt go nie zobaczył.Przerwał połączenie, szybko się ubrał i również poszedł do gmachu dowództwa.Wiedział, że naraża się na kłopoty.Człon­kowie Sztabu będą mieli opory przed wykorzystaniem ezwala.Ale ezwal na pewno okaże się bardzo przydatny, a on sam, i po­przez niego również Dex, zasłużyli sobie na taką pomoc.- Co ci powiedziała ta kobieta na ucho? - spytał Jackie.Zjeżdżali ruchomymi schodami do tunelu pod Wyrzutnią.Dex, który czujnie nasłuchiwał, czy nie odezwie się „dźwięk" -a na razie nie słyszał żadnych wyjątkowych odgłosów - odwró­cił się do towarzysza.- Och, to samo, co wam.Jackie zaczął nad tym rozmyślać.Dotarli do kładki i Dex natychmiast na nią wszedł.Z obojętną miną szukał metalowego filaru oznaczonego wielką literą H.Zobaczył go jakieś trzydzie­ści metrów dalej.- Dlaczego zadawała sobie trud, by tobie mówić na ucho -spytał idący z tyłu Gil - skoro potem i tak powtórzyła to na głos?Ich nieufność zaniepokoiła Deksa, ale wyszkolenie natych­miast wzięło górę.- Myślę, że po prostu chciała się trochę zabawić kosztem takich dzieciaków jak my.- Zabawić się? - wykrzyknął Jackie ze zdumieniem.- Co tu robimy? - spytał Gil.- Jestem zmęczony - wyjaśnił Dex.Usiadł na skraju kładki obok wysokiego, grubego na półtora metra filaru.Nogi zwiesił nad tunelem.Obaj rulle minęli go i za­trzymali się po drugiej stronie filaru.Teraz będą się porozumie­wać między sobą i z innymi! ~ pomyślał Dex, wprost nieprzy­tomny z podniecenia.Rozsiadł się wygodnie i szybko przejechał palcami pod kra­wędzią.Palce napotkały opór [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl