[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co jeszcze moglibyśmy robić? Rozpalać wielkie ogniska w kominku dzien-nego pokoju.Topić ślazowe karmelki na patykach.Mae nigdy tego nie widziała.W rzeczy samej nigdy nie widziała ognia.No jasne, widywała tu i ówdzie błyskizapałek, ale nigdy nie doświadczyła owej zbytkowej eksplozji żółtego blasku i go-rąca unoszącego w pląsach czerwone iskry.Nie, proszę pana, tego nigdy! A jużnajwyższy czas. Jestem głodny. Danku, nie dojechaliśmy jeszcze nawet do Port Jefferson! Cullen, proszę, schyl się i podaj mi dużą kanapkę, ogórek i puszkę lodówz wodą sodową.Jestem głodny, tutaj jest koszyk pełen jedzenia i jeśli chcesz siękłócić z moim żołądkiem, proszę bardzo. Domyślam się, że to dla ciebie drażliwy temat, kochanie! Uspokój się, Eliot.I tak nie dostaniesz teraz nic do jedzenia.Hej, Mae,kochanie.Może ty chcesz kanapkę?Kiedy mijaliśmy drogowskaz na Westhampton, na ziemi leżał śnieg.Właśnietu powinno się skręcić, jadąc do domu Webera Gregstona.Skąd o tym wiedzia-łam? Po prostu, przed wyjazdem odszukałam to na mapie.Patrzyłam, jak drogo-wskaz przybliża się, rośnie, rośnie, i ucieka z boku.Weber.Czy wrócił do NowegoJorku? Czy chcę, żeby do mnie zadzwonił? Zobaczył się ze mną? Tego ranka Eliotzadał mi te wszystkie pytania i musiałam wzruszyć ramionami w odpowiedzi.Nie.Tak.Nie.Tak.Może.Wszelako zainteresowanie Eliota sprawą Webera Gregstona było czysto aka-demickie, ponieważ, nie licząc mnie, to on był największym sprzymierzeńcemDanka.Byłby wstrząśnięty, gdybym poczyniła jakiekolwiek kroki w stronę We-bera poza fantazjowaniem.W pewnych sprawach byłam z nim bardziej szczeraniż z Dankiem.Eliot znał każdy z Jaśminowych Snów i wydawało się, że nie-odmiennie jest nimi zafascynowany.Teraz był pewien, że są one niezbędne dla mojego dobrego samopoczucia.Diagnoza E.Kilbertusa głosiła, że Cullen James to interesująca osoba, która chwi-lowo nie jest w stanie wykorzystać całego swojego potencjału z powodu ustawicz-nej, zawziętej pracy wkładanej w opiekę nad niemowlęciem.W rezultacie nocamipopuszczam wodze swojej podświadomości i moje przygody na Rondui kompen-sują dorazność moich codziennych zajęć.Ten logiczny i wysoce wszechstronnypogląd, wyrażony przez kogoś, kto znał wszystkie szczegóły mojej sytuacji, bar-dzo podnosił mnie na duchu.Pomagała mi także świadomość, że to, co mówił,zgadzało się w zasadzie z tym, co wiele miesięcy temu powiedział mi dr Rotten-85steiner: jeśli sny nie mają żadnych złych następstw, należy zostawić je w spokoju.Przypominało mi to pyłki kurzu, które wirują przed naszymi oczyma; jeśli za-czniesz śledzić je wzrokiem, pozostaną znacznie dłużej w polu twojego widzenia,niż gdybyś je zignorował i pozwolił ulecieć im w dal.A co sądzić o tym, że pewnego razu uświadomiłam sobie wstrząśnięta, jakbardzo tęskniłabym za tymi cholernymi snami, gdyby nagle zniknęły? Wszystko,co należy wyłącznie do nas, oddziela nas od reszty wszechświata.Podsumowując, jedynym, co tykało mi ostrzegawczo w głowie, była sprawaWebera.Co, na Boga, zrobiłam mu tego dnia, kiedy podniosłam rękę, a on poszy-bował na drugi koniec hotelowego pokoju? Gnębiło mnie to, ilekroć pozwoliłamsobie o tym myśleć co, wierzcie mi, nie zdarzało się często.Pierwszą rzeczą, która uderzyła mnie, kiedy wjechaliśmy na podjazd, był wy-gląd domu moich rodziców wydawał się opuszczony, gotów nas przyjąć i na-cieszyć się ludzmi krążącymi w jego wnętrzu, włączając wszystkie grzejniki.Kiedy biegaliśmy tam i z powrotem, do samochodu i do domu z wszystkimitorbami i pudłami, które przywiezliśmy, Eliot odciągnął mnie na bok, poza zasięguszu Danka i powiedział, że któregoś dnia musimy urządzić safari w Remsenbergi poszukać willi Gregstona.Zgodziłam się krótkim kiwnięciem głowy, ale w moimsercu zapłonęło białe światełko podniecenia.Wiem, że sama nie pojechałabym,ale jak mogłam powiedzieć Nie , skoro Eliot nalegał.Pierwszego wieczoru na Long Island Eliot przyrządził swój sekret rodzin-ny zupę fasolową, którą jedliśmy przy kominku, z gorących miseczek, wrazz grubymi kawałkami sera, pieczonym w domu chlebem i dobrym, francuskim,czerwonym winem.Mae zafascynował widok ognia, ale była zupełnie znudzonaślazowymi karmelkami, które dla niej wysmażyliśmy.Usnęła z grubym, czarnymcukierkiem w dłoni, ale nie wynieśliśmy jej do łóżka, chcąc zachować nasz krąg,kiedy tak siedzieliśmy marząc i mówiąc niewiele.Następnego dnia po południu Danek powiedział, że w telewizji jest transmisjameczu koszykówki z drużyną Rutgesów i on chciałby to obejrzeć.Ofiarował sięposiedzieć z dzieckiem, jeśli ja i Eliot chcielibyśmy powłóczyć się po okolicy.Mając tak idealną wymówkę, żeby wyśliznąć się do domu Webera, nagle stra-ciłam na to ochotę, jednak Eliot naciskał na klakson i głośno obwieszczał, jakbardzo chce, by go obwozić i pokazywać mu wszystkie interesujące widoki w są-siedztwie.Godzinę pózniej byliśmy już w połowie drogi, czując się jak dwoje dziesię-ciolatków oglądających zakazany film bez wiedzy rodziców.Z Remsenbergiem połączyła mnie miłość od pierwszego wejrzenia.Stuletnie,białe, drewniane domy stały cicho obok siebie, z tą dumną, uzasadnioną arogan-cją, jaka często charakteryzuje wiekowe piękno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]