[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna w złotej masce nieufnie przypatrywał się Krzyczącemu, ale jegoemocji nie sposób było odczytać. Nazywam się Velhard odezwał się w końcu. Shial pracuje dla mnie.Chcęi tobie zaproponować posadę.Trzeba ci wiedzieć, przyjacielu, że obserwujemy cię jużod jakiegoś czasu.Helshor to kiepski pan dla kogoś takiego jak ty. Ja nie potrafię sporządzać yadhmarskiego eliksiru wtrąciła nonszalanckoZnieg. A historii z tym nieszczęsnym Haberrą nie mamy ci za złe. Zaintrygowałeś nas, chłopcze kontynuował Velhard. Postanowiliśmy cięsprawdzić, więc za radą Shial przeprowadziliśmy trzy próby.Wiemy, że niechętnieszkodzisz ludziom za opłatą, ale za to umiesz przeżyć konfrontację z zabójcą i uciec zobławy zorganizowanej przez srebrnych.Krzyczący popatrzył na niego, nie próbując kryć zaskoczenia.A więc Lyves& i obława też? Ryzykowaliście życie Znieg, żeby mnie wypró-bować?Na moment zwątpił, czy rzeczywiście chodzi im o nagrodę.Postanowił jeszczeprzez chwilę grać na zwłokę. Czy Lyves wiedział? spytał. Lyves& powiedzmy, że kwalifikował się do odstrzału. Znieg się uśmiechnę-ła. Z twojego punktu widzenia to nieistotne. A srebrni dostali donos, co? Jakżeby inaczej. Jeśli zgodzisz się pracować dla nas, mogę zaoferować dobre warunki podjąłVelhard. Shial potwierdzi.Płacę stałą kwotę co miesiąc, jej wysokość możemy prze-negocjować, a do tego&Krzyczący przestał go słuchać, skupiając się na uważnym analizowaniu tego, comówiły mu zmysły maga.Doszedł do wniosku, że oferta stanowi tylko zasłonę dymną.Planowali go sprzedać srebrnym.Znieg była enigmą, jej uczuć nie potrafił odczytać, aVelhard miał chyba jakiś amulet tłumiący aurę, ale wystarczyło sięgnąć umysłem wstronę jego przybocznych.Jeden z nich, brodaty, oszpecony śladami po ospie, ukry-wał w rękawie kaftana coś, co mogło być zatrutym nożem albo&Oczy żmija zwęziły się.Musi uważać na brodatego. Dobrze odrzekł powoli, patrząc na Velharda. Zgadzam się na współpracęz gildią.Załatwimy to tradycyjnie przez podpisanie umowy czy wystarczy moje słowo?Velhard sięgnął po leżący na stole dokument i stojący obok kałamarz. Podpisz tu. Popchnął pergamin w stronę żmija, drugą ręką podając mupióro.Brune zauważył ruch brodatego i zareagował na wpół instynktownie rzuciłsię w bok, przetoczył po ziemi.Ostrze, które miało go zranić, utkwiło w ramie okna.Przypadł do ściany za stojącym w kącie kufrem i spowił się czarem niewidzialności.Haru, która obserwowała wszystko, wstrzymała oddech. Aapcie go! wrzasnął Velhard. Shial!Znieg nie zareagowała.Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w sterczący zokiennej ramy sztylet o srebrnej klindze, z mlecznym kryształem w pozbawionej jelcarękojeści.Choć nikt nawet jej nie dotknął, lampa spadła na podłogę i rozbiła się z brzę-kiem.Płomień zgasł, wchłonięty przez ciemność, która nagle zgęstniała, jakby ożywa-jąc. Shial! ryknął Velhard. Za co ci płacę! Oszukałeś mnie! Nie tak miało być! krzyknęła Znieg.Haru poczuła, że wokół narasta i tężeje coś wzbudzającego dreszcz.Sekundępózniej chałupa ożyła trzeszczącym sinym ogniem.Rozszedł się smród palonej siarki iwłosów.Coś przewróciło się z hukiem, jeden z przybocznych Velharda przerazliwiewrzasnął i wrzeszczał tak, aż jego głos przeszedł w rzężenie.Lekarka schyliła głowę,walcząc z falą mdłości.W chacie trwała kotłowanina czyjś miecz z głuchym stukiemwbił się w drewnianą ścianę, czyjeś ciało potoczyło się po polepie.Czarodziejski ogieńzgasł, a powietrze wypełnił duszący dym.Potem rozległ się syk, mlaśnięcie i coś z głu-chym odgłosem upadło tuż koło jej stóp.Urwana dłoń, wciąż jeszcze ściskająca nóż.Haru, która w normalnych okolicznościach bez drgnienia powieki operowała chorych,zszywała rany i składała otwarte złamania, zdążyła tylko usłyszeć dzwonienie wuszach i straciła przytomność.* * *Brune odsunął przygniatające go zwłoki brodatego i podniósł się, klnąc.Potłukłsię, upadając, ale dzięki zaklęciu tarczy nie odniósł poważniejszych obrażeń.Wzdrygnął się, patrząc na srebrny sztylet, nadal tkwiący w okiennej ramie.Ta-kich noży używali myśliwi Elity polujący na skażone talenty.Zranienie pokrytymsymbolami ostrzem przejściowo paraliżowało dar.Obrzucił wzrokiem pobojowisko.Velhard leżał w kącie, za przewróconym sto-łem.Jego symbiotyczna maska, poczerniała i nadtopiona, wzdęła się w groteskowebąble.Charczał. Okłamałeś mnie powiedziała stojąca nad nim Znieg. Nie okłamuje sięmagów.Ciało Velharda wyprężyło się w przedśmiertnych drgawkach.Charczenie usta-ło.Znieg splunęła na niego i odwróciła się. Shial?! Brune nie był w stanie zachować milczenia. Lojalność wobec zwierzchnika to jedno, a lojalność wobec brata w darze todrugie. Widząc, że Krzyczący stoi nadal w pozycji obronnej, uniosła dłoń. Spokoj-nie, Brune.Z mojej strony nic ci nie grozi.Proszę, oto twoje sztylety. Położyła brońna stole. Mam wobec ciebie dług życia, czy tak? Nie.Nie mylmy pojęć.Pomogłam cię w to wpakować. Znieg zawahała się.Sądziłam, że Velhard chce cię po prostu za wszelką cenę wciągnąć do organizacji.Krzyczący zmierzył ją spojrzeniem, unosząc brew. Co innego nakłonić brata szantażem do współpracy, co innego sprzedać gosrebrnym?Nie spuściła wzroku. Zgadza się.Słuchaj, lepiej zajmij się tą lekareczką.Zdaje się, że zemdlała. Za chwilę.Shial& Mnie już tu nie ma uprzedziła jego pytanie. Martwcie się sami o siebie.Nie, braciszku, nie wydam was, ale nie liczcie już na moją pomoc.Nie znamy się, ni-gdy się nie widzieliśmy, nie było mnie tu, pojmujesz? I nawzajem, rzecz jasna. Wedle woli. Brune skłonił głowę. Dziękuję tak czy inaczej.Shial Manesseria uniosła dłoń w geście, który można było odczytać jako salut, iwycofała się z chaty.Sekundę potem do Krzyczącego dotarło echo dematerializacji.Z opóznieniem uświadomił sobie, co przez cały czas wyczuwał ze strony Znieg.Strach.Starannie ukrywany pod pozorną pewnością siebie, ale aura nie kłamała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]