[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przepycham się między klientami w dzialewarzywnym, biorę awokado i rzucam do Kiary. Założę się, że nigdy nie jadłaś prawdziwegomeksykańskiego żarcia. Oczywiście, że jadłam mówi, łapiącawokado.Wkłada je do wózka. Moja mamaczęsto robi tacosy. Z jakim mięsem? rzucam na próbę.Założęsię, że pani W.nic nie wie o prawdziwychtacosach.Kiara mruczy coś niezrozumiale. Co? Nie słyszę. Tofu.Tacosy z tofu pewnie nie są prawdziwąmeksykańską potrawą, ale& Tacosy z tofu nawet nie leżały kołomeksykańskiego jedzenia.Wkładanie w coś tofui mówienie, że to meksykańska potrawa, obrażamoich rodaków. Akurat.Idzie wzdłuż półek, patrząc, jak pakuję dowózka pomidory, cebulę, kolendrę, limonkę,zielone chili i jalapeo.Zwieży zapachproduktów przypomina mi kuchnię mi am.Biorę coś, co zawsze u nas było. To jest tomatillo. Co z tego zrobisz? Mogę zrobić salsa verde. Lubię czerwoną salsę. Poczekaj, aż spróbujesz mojej. To się zobaczy mówi bez przekonania.Mógłbym zrobić wyjątkowo pikantną porcjęspecjalnie dla niej, żeby zapamiętała raz nazawsze, że nie można mnie prowokować.Kiara snuje się za mną po markecie.Kupujępodstawowe rzeczy fasolę, ryż, mąkękukurydzianą i różne gatunki mięsa (nalegała,żeby wziąć ekologiczne, chociaż kosztuje dwarazy tyle co zwykłe).Wracamy do domu.W kuchni u Westfordów wyjmuję wszystkieprodukty i zgłaszam się na ochotnika doprzygotowania kolacji.Pani W.jest miwdzięczna, bo Brandon ma jakieś zadanie doszkoły.Chyba próbował narysować mapę naswoim ciele permanentnymi markerami i teraznie idzie tego zmyć. Pomogę ci odzywa się Kiara.Stawia miskęna stole, a na kuchence patelnie.Po raz pierwszy cieszę się, że Kiara ma nasobie T-shirt, bo przynajmniej nie muszępomagać jej w podciąganiu rękawów. Będzie dużo bałaganu mówię po umyciurąk.Wzrusza ramionami. Nie ma sprawy.Wsypuję do miski mąkę kukurydzianą idolewam wodę. Gotowa? pytam.Kiwa głową.Zanurzam ręce w misce i zaczynam wyrabiaćciasto. Chodz, pomóż mi.Kiara staje obok mnie i wkłada ręce do miski,przesuwając między palcami mokrą i kleistąmasę.Nasze dłonie stykają się kilka razy, wydajemi się nawet, że przez pomyłkę biorę jej palce zakawałek ciasta.Dolewam wody i obserwuję Kiarę. Jaka ma być konsystencja? pyta, nieprzerywając ugniatania. Powiem ci, kiedy przestać.Nie wiem, dlaczego stoję oparty o blat jakidiota i gapię się na nią.Może dlatego, że tadziewczyna nigdy nie narzeka.Nie boi sięchodzić po górach, naprawiać samochody,prowokować takich dupków jak ja i brudzićsobie rąk w kuchni.Czy jest coś, czego by niepotrafiła albo nie chciała zrobić?Zaglądam do miski.Solidna kula ciasta.Wygląda na gotowe. Myślę, że jest dobre.Teraz zrób kulki, a ja jerozpłaszczę patelnią.Musimy sobie jakośporadzić, bo nie spodziewam się, żebyście mieliprzyrząd do robienia tortilli.Uważaj, żebyś sobienie pobrudziła ciastem tej śmiesznej koszulki.Szukam po szafkach plastikowej folii, żebyprzykryć kulki ciasta, zanim je zmiażdżępatelnią.Nagle czuję uderzenie w plecy.Patrzęna podłogę, po której toczy się jedna z kulek.Podnoszę wzrok na Kiarę.Trzyma w ręcedrugą kulę i celuje we mnie. Chyba nie powiesz, że rzuciłaś we mniekulką? pytam nie bez rozbawienia.Bierze kulkę także do drugiej ręki. Rzuciłam.To kara za to, że powiedziałeś, żemam śmieszną koszulkę.Uśmiecha się triumfalnie i ciska we mnieciastem, ale tym razem łapię kulkę.Szybkimruchem podnoszę drugą z podłogi i jestemuzbrojony. Kara, tak? mówię i podrzucam tę, którązłapałem, po czym znowu ją łapię. Sama się onią prosisz.Zemsta będzie słodka, chica. Naprawdę? Naprawdę. Najpierw musisz mnie złapać. Pokazuje mijęzyk jak małe dziecko, a potem ucieka doogrodu.Daję jej fory, a w tym czasie biorę miskęciasta i ruszam za nią.Mój arsenał siępowiększył. Nie rujnuj moich jaj! Zmieje się,gdy to mówi.Patrzę z rozbawieniem, jak dopadado małego stolika na werandzie i podnosi go jaktarczę. Wolę zmarnować twoje niż moje, chica.Rzucam w nią kulami z ciasta raz za razem, ażwyczerpuję amunicję.Wojna na kule z ciasta toczy się dalej, aż całyogród jest nimi zawalony.Westford wychodzi na dwór ze zdziwionąminą. Myślałem, że robicie kolację. Robiliśmy odpowiada Kiara. Wy się tu bawicie, a reszta umiera z głodu.Kiedy będzie kolacja?Patrzymy z Kiarą na jej tatę, potem na siebie.Bez słowa obrzucamy go kulami.Nie ma wyjścia musi się włączyć do bitwy.W końcuprzychodzą na odsiecz pani Westford i Brandon.Kusi mnie, żeby zadzwonić po Aleksa iBrittany, bo chętnie bym w nich rzucił kulami zciasta.Może powinienem zaproponować paniBerger, żeby wprowadziła wojny na ciasto wREACH.To bije na głowę terapię grupową.32.KiaraPrzyjdz do mnie wieczorem mówi Madison doCarlosa, gdy stoimy przy szafkach w piątek rano. Moi rodzice jeszcze nie wrócili.Mam wolnąchatę przez cały weekend.Tkwię przy swojej szafce i słyszę każde słowo.Carlos ma dziś ze mną pojechać do domu opiekii pozować na zajęciach plastycznych.Wystawimnie do wiatru? Nie mogę odpowiada. Czemu nie? Jestem zajęty.Robi krok w tył zaszokowana.Chyba jeszczenikt jej nie odmówił. Z dziewczyną? Tak. Z kim? pyta głosem ostrym jak brzytwa.Nim orientuję się, co jest grane, Carlosprzyciąga mnie do siebie. Z Kiarą.Jestem w szoku, a Madison prychapogardliwie. %7łartujesz, co? Właściwie& zaczynam i chcę go wkopać,ale Carlos ściska mnie za ramię tak mocno, żekrew mi prawie nie przepływa. Chodzimy ze sobą w tajemnicy od zeszłegotygodnia. Uśmiecha się do mnie i patrzy tak,jakbym była tą jedną jedyną.Może oszuka tymMadison, ale nie mnie. Prawda, K.?Zciska mnie jeszcze mocniej. Uhm wydaję słaby pisk.Madison kręci głową raz za razem, jakby niewierzyła własnym uszom. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wybieraKiary Westford zamiast mnie.Ma rację.Złapała nas. Chcesz się założyć? Oczy wychodzą mi zorbit, kiedy Carlos pochyla nade mną głowę.Pocałuj mnie, cario.Pocałować? Na korytarzu? Przy wszystkich?Nie potrafię nawet wykrztusić słowa przyMadison, a co dopiero pocałować chłopaka,który jej się podoba. N-n-n-nnie&Próbuję coś wydukać, ale zaczynam się jąkać.Carlos, jakby w ogóle nie zauważył, że chcę cośpowiedzieć, kładzie dłoń na moim policzku idelikatnie przesuwa palce na moje usta.Tak jakrobi chłopak z dziewczyną, za którą szaleje& i& iwiem, że to kompletna ściema.Ja to wiem.On towie.Ale Madison nie ma pojęcia.Czuję jego gorący oddech na twarzy i słyszęniemal bezgłośne dziękuję , a potem przechylagłowę i dotyka ustami moich warg.Zamykamoczy i próbuję zapomnieć, gdzie jestem.Próbujęsię cieszyć tą chwilą.I chociaż to udawanypocałunek, wcale nie wydaje się na niby.Jestsłodki i ekscytujący.Wiem, że powinnamodepchnąć Carlosa, ale nie mam siły.Podnoszę ręce i obejmuję go za szyję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]