[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapytałem go, co to znaczy, ale on mnie zbył.Jack przerwał, jakby pomyślał, że Dave sam zdoła dopowiedzieć sobie resz­tę, ale Dave wyznał, że wciąż nie rozumie, na czym polega problem z testem.Już wyjaśniam.Następnego dnia odbierałem wyniki testu z laborato­rium.Pomimo tych wszystkich zapewnień, jakoby używał noża, a nie broni palnej, okazało się, że jednak nasz Khalid strzelał.Badania wykryły obecność czą­stek metali we wszystkich próbkach.Wszystkich.Wprawdzie to tylko dowód i poszlakowy, ale jak pewnie pamiętasz, Dave, był dla nas cholernie ważny.A że miałem inne rzeczy na głowie, potem nie myślałem już za bardzo o wynikach testu.Nie mogły wystarczyć, żeby go skazać, prawda? Nadążasz?Dave nadążał.- Dobra.O teście przypomniałem sobie dopiero w sądzie na procesie Khalida, kiedy zeznawałem jako świadek.Twoja znajoma Andrea Archer pokazuje mi różne raporty, dokumenty i dowody i co chwila pyta, czy jest mi znane to, tamto i siamto, a ja odpowiadam „tak, napisałem to” albo „tak, to mój podpis”.Potem wręcza mi kwit, który wypisałem - ten sam, który po­szedł do laboratorium z próbkami Khalida i pyta, czy go poznaję.Zanim za­wiesiłem na nim oko, odpowiedziałem, że tak, ale potem kątem oka zauważy­łem, że to jednak nie ten sam formularz, który wypełniałem.Więc szybko dodałem jak najbardziej nonszalanckim tonem: Tak, ja to podpisałem.Dave przysunął się, omijając chwiejną stertę nasion słonecznika na stole.- Jak to: nie ten sam formularz?- Pismo nie moje.Owszem, podpis na dole mój, ale formularz wypełnio­no nie moim pismem.Tylko Mickeya.Dave pochylił się do przodu i oparł łokcie na stole, starając się nie ze­tknąć z Wezuwiuszem słonecznikowych trupków.- Przypuszczam, że zapytałeś Mickeya o te rozbieżności?- Jasne że tak.Na następnej przerwie.- Powiedział, że wylała mu się kawa na starą kopertę, więc dał mi nowy formularz do podpisu, wypełnił go i zakleił w nowej kopercie.- Jack naprawdę dał ci nowy formularz do podpisu? - naciskał Dave.-Pamiętasz to?Jack pokręcił głową.- Skłamałbym, gdybym powiedział, że tak.I skłamałbym, gdybym po­wiedział, że nie.Ale gdyby mój partner poprosił mnie o podpisanie takiego formularza, pewnie bym to zrobił.Nawet jeśli prosiłby Mickey Redondo.- Mówisz, że Mickey mógł podmienić próbki? Dlaczego tak sądzisz?Pamela skończyła zmywać i dołączyła do nich przy stole.Jack natych­miast przestał podjadać pestki słonecznika.Jakaś niepisana umowa między nimi, pomyślał Dave.- Już ci powiedziałem.Ten telefon do Mickeya wydawał mi się podej­rzany.Wróciłem do laboratorium, żeby się przekonać, o której godzinie przy­jęto próbki Khalida.Okazuje się, że te próbki dotarły do laboratorium dopiero przed ósmą wieczorem.- To coś dziwnego?- Wziął je ode mnie jakoś o wpół do czwartej.Laboratorium jest w tym samym budynku co nasza komenda.Więc co Mickey wyprawiał z tymi prób­kami przez ponad cztery godziny? Dziwne, cholera.Jeszcze dziwniejsze, kiedy się pomyśli, że między szóstą a siódmą Mickey Redondo spędził pół godziny na policyjnej strzelnicy.- Był na strzelnicy? Co w tym dziwnego?- Mickey nie znosił tego miejsca.Najczęściej trzeba go tam było zacią­gać siłą.Nie chciał nawet tam chodzić na testy.A żeby poświęcać czas na wizytę na strzelnicy w dniu, kiedy ma na głowie śledztwo w sprawie świeże­go podwójnego morderstwa? - Jack roześmiał się.- Tak, to jest dziwne.- Skąd wiesz, że tam był? - zapytał Dave.- Jak już mówiłem, nabrałem podejrzeń.Zajrzałem do rejestru.- Jack uśmiechnął się do żony.- Hej, przecież kiedyś byłem detektywem.Dave chciał, żeby Jack jasno określił swoje podejrzenia.- Więc sądzisz, że po wizycie na strzelnicy zebrał próbki do testu z sie­bie i złożył je w laboratorium?- Tak właśnie sądzę - potwierdził Jack.- Zamienił próbki Khalida, któ­re ja zdjąłem na komendzie, i podłożył próbki zdjęte z siebie po wizycie na strzelnicy.Wniosek narzucał się sam.Nie zadawałby sobie tyle trudu, gdyby nie wiedział wcześniej, że wyniki testu Khalida będą negatywne.A do tego nie mógł dopuścić.- Ten telefon - snuł domysły Dave Curtiss.- To musiał być bardzo ważny telefon.- Też tak pomyślałem - powiedział Jack.- Później, po procesie, doszedłem do tego, że cokolwiek Mickey wtedy usłyszał przez telefon, musiał dowiedzieć się, kto zabił tych dwoje staruszków w sklepie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl